wtorek, 15 maja 2012

Rozdział 2


2.

Pełna wigoru wybiegłam z sal treningowych. Pot delikatnie mi się lał po czole. Przystanęłam na chwilę. Wyciągnęłam ze swojej skórzanej listonoszki chusteczkę higieniczną , pachnącą różami. Otarłam mokre czoło. Teraz zwolniłam swoje kroki , chciałam by ta samotność trwała jak najdłużej. Miałam zaraz się spotkać z zawodnikiem wagi ciężkiej. Czy ta walka będzie wygrana czy przegrana? Moje kroki stawały się wręcz tiptopkami. Zamiast iść dumna z siebie , z piersią na przedzie to zgarbiłam się jakbym chciała się schować. Minęłam progi szkoły. W oddali zobaczyłam srebrną terenówkę , która była wypolerowana na błysk. Była czulej traktowana chyba niż ja.
Miałam do przejścia kilka metrów , zbyt krótkich. Czułam ,że moje nogi robią się jak z waty. Dłonie zaczęły być mokre od potu , czy to normalne?
Wysiadł z samochodu uśmiechnięty. Ciekawe z czego jest taki szczęśliwy?
Byłam coraz bliżej niego. Otworzył ramiona , nie pewnie zrobiłam krok. Złapał mnie w sobie sidła. Moje serce biło szybciej.
-Już Ci przeszło?
Odwróciłam wzrok , przyglądałam się przechodzącym ludziom przez jezdnię. Wyglądali dość zabawnie omijając wielkie kałuże wywołane przez wcześniejszy deszcz. Grupka dzieci wracająca ze szkoły. Śmiejąca się , bawiąca się tym co ich otacza. Zazdrościłam ich tej beztroskości. Nie musieli brać tego całego syfu na poważnie, robili to za nich dorośli.
-Odpowiesz mi na moje pytanie?- jego ton głosu zmieniał się. Czułam tą wściekłość.
-Nie , nie przeszło mi-  powiedziałam cicho , nie chciałam by ktoś słyszał o czym rozmawiamy. Odsunął mnie od siebie na odległość ramienia. Zaczął ściskać mnie za nie. Z minuty na minutę coraz bardziej.
-Co ty powiedziałaś?
-To co słyszałeś!- podniosłam głos , miałam już serdecznie dość tej całej szopki , tego jak bardzo mnie kocha. Gdyby kochał nie traktował by mnie tak. Dłonie zaczęły mi się trząść. Spuściłam wzrok.
Słyszałam jego sapanie. Jego złość narastała.
-Przecież przeprosiłem- powiedział przez zęby. Jeden nie właściwy ruch , zdanie mogło doprowadzić do wybuchnięcie wulkanu.
-Zbyt wiele razy użyłeś tego słowa , gdy mnie skrzywdziłeś. Myślisz ,że jestem Twoją własnością?!- próbowałam zrzucić jego dłonie z moich ramion. Czułam już ból.  Skrzywiłam się z niesmakiem. Podniósł dłonią mój podbródek. Spojrzałam na niego.
-Ale ja Cię kocham Maddy…- jego głos złagodniał tak samo jak i wyraz twarzy ,ale nie na długo. Uderzyłam go w twarz. Czerwone odbicie zostało.
-Traktujesz mnie jak jakieś ścierwo , jestem wolna i mam prawo robić co mi się będzie podoba , nie zabronisz mi tego. Myślałam ,że się zmienisz od ostatniego rozstania. Myślałam , że choć trochę się zmienisz…
Ból , łzy cisnące się na oczy. Nie mogła otworzyć jednego oka. Ból ramion. Zacisnęłam usta.
-Właśnie o tym mówiłam Ryan. To jest bezsensu. Ja Cię kocham , a raczej kochałam… - wyszeptałam drżącym głosem. Prawie nie dotykalnie przejechałam po klatce piersiowej chłopaka. Kolejny coś znienacka. Upadam na mokry asfalt. Po moich czerwonych policzkach spływa kaskada gorzkich łez. Skuliłam się trzymając się za brzuch.
-Kocham Cię suko ,a Ciebie to nie rusza?! Zginiesz!- wrzasnął i zaczął mnie kopa. W myślach prosiłam o pomoc , bałam się. Moje serce waliło jak szalone. Czy ja to przeżyję. Z każdym kopnięciem ból stawał się mocniejszy. Bardziej serce mi krwawiło ,że tak można zrobić z kimś bliskim sobie.
-Ej Ty zostaw ją !- usłyszałam krzyk , męski głos. Mój chłopak na to nie zważył . Uniosłam wzrok. Wysoki chłopak z burzą loków odciągał ode mnie Ryana.  Jakby ból trochę ustąpił.
-Odczep się chłopaczku , nie Twoja sprawa- złapał chłopaka z karmelowy płaszcz.
-Mamusia Cię nie uczyła ,że nie wolno kobiet bić?- spytał dość spokojnie. Mój chłopach pchnął pod nosem , śmiejąc się z chłopaka. Był dość szczupły ,ale nie spodziewałam się po nim takiej siły. Powalił Ryana nie męcząc się prawie. Potrzepał swój płaszcz.
-Jeszcze raz Cię zobaczę jak bijesz tę damę to nie ręczę za siebie- mruknął do niego pokazując na mnie. Pomógł mi wstać i obdarował mnie uroczym uśmiechem.  Spojrzałam w jego duże zielone oczy , można było się w nich utopić.
-Nic Ci nie jest?
-Nie , dziękuję bardzo- uścisnęłam chłopaka i uciekłam płacząc.

                  
Malarstwo. Najpiękniejsza rzecz pod słońcem. Mówi wszystko co chcesz wyrazić słowami, ale nie umiesz. Pokazujesz to obrazami. Malarstwo współgra z duszą. Już jak o tym myślałam to cieszyłam się sama do siebie.  To było niezaprzeczalnie coś co kochałam. Zapach farby, dotyk struktury płótna, niesamowite obrazy pobudzające zmysły wzroku i wyobraźnia. Urzeczywistnianie marzeń i snów, choćby tylko na płótnie. Przelewanie uczuć. Coś pięknego. Moja pasja. 
Zbierając moje świeżo wyciągnięte z torby pędzle w jedność, uśmiechałam się do siebie. Czekały mnie dwie godziny sam na sam z moją podświadomością. Pracownia artystyczna to było miejsce, gdzie całkowicie mogłam się wyluzować, być sobą i zatracić nie myśląc o tym jakie wrażenie zrobię na innych. Tam cały świat miałam gdzieś. 
Właśnie grzebałam w torbie szukając ostatniego najmniejszego pędzelka pozostającego ciągle na dnie mojej otchłani, gdy ktoś mnie delikatnie dotknął. Wystraszona podskoczyłam i cicho krzyknęłam. Nie byłam przyzwyczajona do takich sytuacji. W tej szkole jeżeli ktoś mnie nie popychał na ściany, to raczej mnie nie dotykał. Do tego z wyczuciem i kobiecą delikatnością. 
Gdy podniosłam wzrok moim oczom ukazał się wysoki, może nie umięśniony, ale nie chucherko chłopak z burzą ciemno-brązowych kręconych loków. Spoglądał na mnie szklanymi, kocimi oczami z nutka, jak dobrze zauważyłam, współczucia. I uśmiechał się. Uśmiecha się do mnie ukazując perliste, równe zęby i śliczne dołeczki w policzkach. Nie powiem, byłam troszkę przerażona. Zaczełam się zastanawiać, czego on może ode mnie chcieć. 
- Wszystko w porządku?- odezwał się. Stanęłam zaskoczona, zastygłam. Czy on mówił do mnie? Czy naprawdę taki.. niezaprzeczalnie ładny chłopak się do mnie odezwał? Cofnęłam się o krok i obejrzałam. Wszyscy chodzili jakby nic się nie działo, nikt nie przystanął. Tylko nieliczni rzucali zaciekawione spojrzenie chłopakowi przede mną. Jednego byłam pewna: On mówił do mnie. 
- Mówisz  do mnie, dziwny, nieznajomy kolego?- zapytałam prostacko. Przeklejam w duchu. Gdybym była normalna, nie próbowałabym go odepchnąć. Ale normalna nie byłam. 
Chłopak uniósł obie brwi. Wyraźnie był zdziwiony. 
- E chyba, czegoś nie rozumiem.. – wydukał. Zaśmiałam się bynajmniej nie szczerze. Bardziej wrednie. Chłopcy byli nie dla mnie. Dziwaczki. Miałam nadzieję, że szybko sobie pójdzie. 
- Widzę, że myślenie nie jest twoją mocną stroną. – rzuciłam dalej szperając w torbie i ostentacyjnie ignorując chłopaka, choć miałam straszną ochotę przynajmniej jeszcze raz na niego spojrzeć. 
- Nie pamiętasz mnie? – drążył. Podniosłam wzrok delektując się tym jakże pięknym widokiem. Mój wzrok utkwił jednak nie w chłopaku, lecz w zegarku wiszącym nad jego głowa. Byłam już praktycznie spóźniona. 
- O cholera. – szepnęłam zapinając torbę. 
- Naprawdę mnie nie pamiętasz? Harry jestem. – wyciągnął w moją stronę rękę. Harry. Coś mi tam dzwoniło, ale nie wiedziałam, w którym kościele. Pewnie ten dzwon dopominał się bym sobie przypomniała, gdzie o nim słyszałam i dlaczego tak się na niego patrzą wszyscy ludzie. Zignorowałam jednak ten dźwięk. Wyminęłam chłopaka. Obróciłam się ostatni raz i wypaliłam: 
- Nie mam cię co pamiętać. Chyba nigdy się nie spotkaliśmy. Mylisz mnie z kimś. – powiedziałam i zaskoczyło. Madeleine. Teraz byłam już niemal pewna, że chłopak spotkał wcześniej Maddy. Była to oczywista oczywistość tak jak to, że niebo jest niebieskie. Tylko moja siostra mogła spotkać takiego chłopaka. Jednak nie mogłam już z nim dłużej rozmawiać, a nie przypuszczałam by powtórzyła się jeszcze okazja do spotkania. Rozłożyłam ręce. 
- Wybacz. Musze lecieć. – rzuciłam i w największym pośpiechu ruszyłam przez labirynt korytarzy, z nadzieją, że się nie spóźnię. 
Dzisiaj mimo mojego wielkiego podniecenia zajęciami, ze sztuki nie mogłam się skupić. W głowie cały czas siedział mi nieznajomy chłopak. Harry. Nie dlatego, że był przystojny, delikatny, a dlatego, że się do mnie odezwał. Normalnie jak do każdego innego. Traktował mnie na równi ze sobą. Poczułam wyrzuty sumienia za mój stosunek do niego. On był dla mnie miły, a ja jak zawsze. Westchnęłam. 
- Annabeth, jesteś z nami? Koncentracja dziewczyno, koncentracja!- upomniała mnie klaskając w ręce pani Smith. Kompletna wariatka. Artystka i wspaniała kobieta. Postanowiłam się obudzić. Jeden nieznajomy chłopak, który był dla mnie przez chwilę miły nie mógł mnie tak długo rozpraszać. Musiałam z tym skończyć, przecież i tak mieliśmy się więcej nie zobaczyć. Harry nie wyglądał na chłopaka, który studiuję malarstwo na 2 roku ASP.


Mój cichy szloch w pokoju. Zupełnie ciemnym pokoju. W tle leciało Bullet For My Valentine. W tekście było coś o mnie. Jaką jest teraz moja sytuacja. Może śpiewane do dziewczyny ,ale coś w tym jest.
There´s always something different going wrong
the path I walk is the wrong direction
there´s always someone fucking hanging on
can anybody help me make things better?*
Rozejrzałam po pokoju. Był bałagan jak nigdy. Pełno chusteczek. Rozbite jedno , drugie zdjęcie. Oparłam się o zimną ścianę. Wolałam nie wiedzieć jak wyglądam. A raczej miałam gdzieś jak wyglądam. Cały czas miałam w głowie dzisiejsze sceny. Nigdy aż tak brutalnie mnie nie potraktował. Próbowałam delikatnie otworzyć podbite oko.
-Auć – jękłam , pojedyncze łzy leciały po moich policzkach. Wycierałam je rękawem swetra.
Wstałam i chwiejnym krokiem poszłam do łazienki cudem omijając rozbite szkło.
Zrzuciłam z siebie wszystko prócz bielizny. Moje ciało pokrywały liczne sińce różnej wielkości. Niektóre powstawały ,a niektóre powolnie znikały. Przejechałam dłonią po ciele , bolało tak samo jak oko.
 Czułam się jak wrak człowieka , chociaż na zewnątrz wyglądało ,że jest dobrze to w środku toczyła się wojna o przetrwanie. Nie wiedziałam ,że tyle dla miłości będę musiała cierpieć. Choć kochałam to nie byłam szczęśliwa. Ironia losu?
Spojrzałam na siebie w lustrze. Ciemne strugi na policzkach od tuszu. Rozmazana szminka. Czerwone policzki. Wyglądem przypominałam clowna. Namoczyłam wacik preparatem do demakijażu. Zmyłam swoją twarz i było o niebo lepiej. Choć te moje podpuchnięte oczy  niszczyły trochę wszystko. Związałam swoje ciemne loki w luźnego koka. Namoczyłam kolejny wacik , ale lodowatą wodą. Ubrałam dużą zieloną koszulkę z jakiegoś festiwalu tanecznego.
-Może wreszcie posprzątam ten burel- powiedziałam sama do siebie wzdychając. Wzięłam kosz z kuchni. Zapaliłam światło w pokoju. Ukazały się śliwkowe ściany z pudrowymi napisami i postaciami. Uklękłam na panelach i zaczęłam zbierać szkło , które następnie wrzucałam do kosza. Próbowałam się nie skaleczyć ,bo by mi jeszcze tego brakowało do szczęścia. Gdy dotarłam do ramek ze zdjęciami znów moje oczy napełniły się łzami.  Wyciągnęłam fotografie  z obramowań. Przyglądałam się im.
-Jesteś już przeszłością- wyszeptałam i przerwałam je w pół.  Łzy zaczęły spływać ,ale szybko je otarłam , nie chciały przestać lecieć.
-Dlaczego ja Cię kocham Ty dupku?- wrzuciłam je do kosza. Gdy wszystko już sprzątnęłam łącznie w chusteczkami , które się walały po całym pokoju. Usiadłam w salonie i włączyłam telewizor.
Kolejne nudne programy. Mało śmieszne sitcomy. Beznadziejne seriale. Usłyszałam dzwonek swojej komórki. Zignorowałam go. Nie dawał ktoś za wygraną. Wstałam nie chętnie z kanapy i poszłam do swojej torebki. Wyświetlacz pokazał mi „Ryan ; *”. Zacisnęłam zęby. Zielona słuchawka.
-Co chcesz?
-Wysłuchaj mnie , Maddy
-Dla Ciebie Madeleine Herrera
-Posłuchaj mnie , proszę
-Nie mam ochoty straciłeś swoją szansę
-Aleee…
-Nie ma żadnych „Ale” , tylko z nami koniec. Nie zaprzątaj mi więcej głowy , żegnaj
-Maddy…
-Tylko się zbliżysz , a zadzwonię na policję
- Dobrze
-Do zobaczenia nigdy- rozłączyłam się. Rzuciłam się na łóżko zrozpaczona. Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie? Czy tak będzie dalej? Może tak musiało po prostu być?
-Nie , już nigdy się nie zakocham-wychlipałam.
Znów chusteczki walały się po pokoju. Głucha cisza obijała się po ścianach. Jedynie mój cichy szloch ją zagłuszał.


Atmosfera w domu była przytłaczająca. Nie wiedziałam co Rayan zrobił Maddy, a ona się nie chciała mi zwierzać. Jak na razie. Świeżych ran się nie rozdrapuje, a na pewno nie było to nic dobrego. Przy takim człowieku jakim był chłopak mojej siostry nie może człowieka spotkać nic wspaniałego. 
Już od godziny siedziałam przy mojej zapłakanej siostrze. Po domu walały się zużyte chusteczki higieniczne. Byłam tak samo smutna jak Maddy, którą zastałam już w takim stanie po moim powrocie do domu. Nie trudno było się domyśleć co się stało. 
Na początku wpadłam w prawdziwą furie widząc sino-czerwone oko mojej siostry. Jaki brutal mógł to zrobić? Jaki mężczyzna jest w stanie uderzyć kobietę? Żaden, co dobitnie świadczyło, że Rayan jest tylko nierozwiniętym do końca, przygłupim chłopczykiem. Nawet nie chłopcem. Gdy się troszkę uspokoiłam, przyniosłam Madeleine lód i poprosiłam by trzymała mocno pod okiem. Miałam nadzieję, że to choć trochę pomoże i nie będzie aż tak widocznego śladu. 
- A teraz powiesz mi co się stało?- zapytałam z największą czułością w głosie na jaką tylko było mnie stać. Miałam nadzieję, że w końcu się otworzy.Maddy pokiwała głową i kolejny raz wytarła nos. 
- Przyjechał po mnie jak mówił. Wcześniej przeprosił.. – wyjąkała i znów zaciągnęła się płaczem. Podałam siostrze kolejną chusteczkę i potarłam uspokajająco jej ramię. Milczałam, wiedziałam, że jak tylko Maddy się troszkę opanuje z powrotem zacznie mówić. I oczywiście miałam rację. Znałam moją siostrę na wylot. 
- Potem mała kłótnia i znów to samo. Uderzył mnie. Gdyby nie jakiś chłopak…- przerwała poprawiając trzymany pod okiem lód. 
- Drań! – powiedziałam w miarę spokojnie, nie chciałam bardziej denerwować Maddy i tak już była na skraju wytrzymałości. Dziewczyna zaszlochała. Przytuliłam ją mocno. 
- Spokojnie, spokojnie. To już koniec. Ja mu na nic więcej już nie pozwolę.. – pocieszałam siostrę jak tylko mogłam. Chwilę później Maddy otarła ostatnie łzy i wpatrywała się we mnie z dozą wdzięczności. Uścisnęłam jej rękę. 
- A co to za tajemniczy chłopak cię uratował, przed tym..- urwałam nie chciałam nic złego mówić o Rayanie, choć miałam na to wielką ochotę. Wiedziałam, że nie byłoby to fair w stosunku do siostry. Przecież jeszcze niedawno go kochała. 
- Nie wiem. Przystojny, kręcone włosy i śliczne zielone oczy.. 
- Harry. – stwierdziła. Siostra posłała mi pytające spojrzenie. – Dzisiaj mnie z tobą pomylił. 
I już nic więcej nie dodałam. Sprawa była skończona, a wszystko ułożyło się w logiczną całość.


* Bullet For My Valentine - Tears Don't Fall


*** 
Mamy już drugi rozdział. Akcja się powoli rozkręca. Powiem prosto z mostu. Nie będziemy dodawać zdjęć bohaterów ,bo wasza wyobraźnia ma działać. Mam nadzieję ,że wam też się spodoba  odcinek. Czekam na rezultaty. Pozdrawiam Edith


Popieram Edith. Postacie są całkowicie fikcyjne, więc każda z was może je sobie inaczej wyobrazić, czy nie na tym polega książka? 
Co do odcinka mam nadzieję, że jest oky. Wiadomo to dopiero początki, ale chyba nie jest źle, co? I jest jakiś wątek One Direction.
Mam nadzieje, że zmobilizuje was to do komentowania. Nawet jak jest coś nie tak, to piszcie. Nie powstrzymujcie się. Dziękuje za poprzednie komentarze i proszę o więcej!
Pozdrawiam.!
H.



11 komentarzy:

  1. o kurde! to jeste niesamowite! wykonałyście naprawde dobrą robotę! oby tak dalej! ciekawi mnie, czy jedna zni dziewczyn zakocha sie w Harrym, czy obie. i także w kim on sie zakocha! no, ale cóż to zostawiam wam, a sama musze sie pomeczyć i poczekać do nastepnego odcinka!
    pozdrawiam.
    caroots.

    OdpowiedzUsuń
  2. No po prostu genialny !! Nic dodać, nic ująć xd Czekam do następnego !! ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. jak ja to kocham! booooskie. uwielbiam Was, dziewczyny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Super odcinek choć trochę straszny jest ten Rayan , wydaje mi się ze tak szybko nie zrezygnuje i będzie zatruwał przez długi czas życie głównym bohaterka
    Pozdrawiam Aneta=]

    OdpowiedzUsuń
  5. Ogólnie nie jest źle, ale troche za dużo zamieszania.
    Oczywiście będe wchodzić i czytać.;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Powoli wszystko sie rozkreca, z coraz wiekszym zaciekawieniem czytam to opowiadanie. Ciekawi mnie jak dlugo jeszcze Rayan bedzie nachodzic dziewczyne i jakie beda tego skutki. Jak narazie i tak juz duzo zrobil. No i pojawila sie zielooka pieknosc z bujnymi lokami na glowie płci meskiej, Harry <3 ( Eh.. wybaczcie za te kometarz, nie jestem normalna) Czekam na kolejny ;)
    Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Matko,co to za Rayan?Jakiś tyran,niech on ją zostawi w spokoju!Przecież go żuciła,czego on od niej jeszcze chce...
    Jest i nasza gwiazda,Harry ;) Będzie wybawicielem przed tym okrutnym Rayanem ;)
    Rozdział mi się podoba ;) podobno początki są ciężkie kiedy wszystko trzeba opisać...Wy dajecie radę i wychodzi wam to bosko! ;)
    Pozdrawiam!
    Natalia Xxx.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja chce już ciąg dalszy to jest cudne.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak, macie rację powinna zadziałać wyobraźnia :) Chociaż ja dodałam zdjęcia bohaterów :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam przyjemność poinformować, że na http://fire-earth-water-air.blogspot.com pojawił się prolog.

      Literacka N..

      Usuń