środa, 4 lipca 2012

Odc. 6


6.
I tak  z dnia na dzień coraz więcej widziałam się z One Direction, a szczególnie z jednym ich przedstawicielem, który któregoś dnia  dopiął swego i chwycił za pędzel.
- No czyż to nie jest piękne?- zawołał do mnie Harry stojąc przed drewnianą płyta i wpatrując się z nią w uwielbieniem. Podeszłam do niego i spojrzałam na jego dzieło.
- Nie.- zaśmiałam się. – Nie umiesz malować nawet jednym kolorem.
- Acha, tak?- wystękał. Wyciągnął z kieszeni czarny marker i podpisał się z boku.
- Masz rację. Teraz to ma jakąś wartość. – powiedziałam prześmiewczo i odeszłam.
- Widzę, że się czaisz, żeby to sprzedać na ebay’u! – krzyknął za mną. Zaśmiałam się pod nosem i odkrzyknęłam.
- Przejrzałeś mnie! Ile mogę za to dostać? Myślisz, że więcej niż 10 funtów?
Naszą głupią wymianę zdań usłyszał Zayn. Podszedł do płyty i również machnął swój podpis.
- Teraz to nawet dwadzieścia. – wyszczerzył się w moją stronę. Przewróciłam oczami i wróciłam do swojej pracy. Już od dwóch dni, Harry i Zayn mnie notorycznie rozpraszali, przez co musiałam przyznać, że scenografia była naprawdę słaba. Źle się z tym czułam, ale już nic nie mogłam z tym zrobić. Cieszyłam się, że chociaż tak wyszło. 

 
Unikam Liama jak ognia. Nie umiałam sobie wybaczyć ,że dałam się takiemu czynowi. Czy ja coś do niego czuję? Nie , nie , na pewno nie. To tylko przyjaźń. Kurczę ,ale dlaczego mi się on podoba. Ja chyba mu też. Rozpoczął starty ,ale poległ w przebojach. Nie chciałam niszczyć jego z Danielle. Ona by się do mnie przez całe życie nie odezwała , nawet nie spojrzała.
-Madeleine , Maddy. Zapomnijmy o tym co się wczoraj stało- stał skruszony przede mną  z głową pełną drobnych loczków. Wyglądał jak mały chłopiec , mały słodki chłopiec. Byłam do niego odwrócona tyłem , zerkałam na niego przez ramię. Poczułam jego dotyk na plecach , znów dziwne uczucie.
-Nie Liam , to …to było poniżej mojej i twojej godności. Czuję się z tym cholernie źle. Ty się tak nie czujesz? Pomyśl jakby poczuła się Danielle? Ona by się załamała , mnie i Ciebie by znienawidziła- stwierdziłam mówiąc przez zęby. To była jego wina , on mnie pocałował , ja głupia mu na chwilę uległam. Nie ja nie powinnam tego robić , on może być jedynie przyjacielem.

- Odprowadzę cię.- rzucił Harry gdy całą grupą wychodziliśmy z Sali.
- A jeżeli ja sobie tego nie życzę?- zapytałam.
- To sobie pójdę.
Nic nie odpowiedziałam. Harry został. W pewnym sensie chciałam, żeby pomyślał, że ma mnie odprowadzić, ale za nic nie mogłam się do tego przyznać. To było poniżej mojej godności.
- Cieszę się, że mnie do siebie dopuszczasz.- powiedział chłopak przerywając cisze.
- Nie dopuszczam. – dopowiedziałam poprawiając rękaw bluzy.
- Czemu negujesz wszystko co mówię?
- Nie lubię, jak mówisz o mnie. Na siłę próbujesz szukać we mnie pozytywnych cech i tylko się zastanawiam kiedy sobie zdasz sprawę, że ich nie ma.
- Kiedy ty sobie zdasz sprawę, że masz ich wiele?- odpowiedział pytaniem na pytaniem co chwilę na mnie spoglądając.
- Wliczając lalkowatą buzię? – zadrwiłam.- Czy wiecznie brudne włosy?
- Nie. Żadnej z tych cech nie biorąc pod uwagę. Włosy w farbie są seksowne.- powiedział ruszając brwiami. Ja tylko przewróciłam oczami. – Jesteś bardzo inteligenta i wrażliwa.
- O? Co ty? A skąd ty to możesz wiedzieć?
- Inaczej nie było by cię tu. Jesteś artystką.
Pokręciłam głową.  Nie mogłam, albo nie chciałam zaakceptować jego słów. Może i miał trochę racji, ale.. Walczyłam sama ze sobą.
- Nic o mnie nie wiesz. – rzuciłam dostrzegając migoczącą na horyzoncie znajomą postać.
- A chciałbym. Pozwól mi. Umów się ze mną. Jak okaże się, że masz rację to się odczepię. Daj mi się przekonać.
Zamyśliłam się. Każdy miał prawo do prawdy. Może to ni był głupi pomysł? Do tego te jego kocie oczy wpatrzone we mnie przenikliwie. Moje myśli znów zaczęły się rozpływać. Czemu on miał na mnie taki zgubny wpływ?
- Dobrze. – wyszeptałam. – Ale tylko raz. Przyjdź po mnie wieczorem.

Zostawiłam Harrego na korytarzu nawet na niego nie spoglądając. Nie wiedziałam, więc co myślał, jaką miał minę. Nie była zadowolona ze swojej decyzji, jednakże myśląc o spotkaniu coś jakby we mnie się uśmiechało. Czułam przyjemne ciepło. Przez co tym bardziej \bałam się wieczora. Wreszcie doszłam do sylwetki, która jeszcze niedawno była tylko rozmazaną plamą.
- Umówiłam się z Harrym. – zawiadomiłam od progu siostrę krzywiąc się.
- No cieszę się. Wybierasz się wreszcie na powierzchnie.?- zapytała. Popatrzyłam na nią sceptycznie,
- Nie, chce mu pokazać jak bardzo się myli. – odparłam.
- Wydaje mi się, że to ty się przekonasz jak bardzo się mylisz. – odpowiedziała Maddy.
- Mam nadzieję, że nie.
- A ja, że tak.
Nie pierwszy raz się nie zgadzałyśmy, ale dlaczego akurat w mojej kwestii. Czemu siostra mnie nie popierała? Czemu stanęła po stronie Harrego? A może chciała dla mnie dobrze? Tylko, że to nie było dla mnie dobrze. Och, gdyby wiedziała czym będą konsekwencję. 


Moje szczęście nie miało końca ,gdy mi powiedziała ,że dała się namówić na spotkanie z Harrym. Uroczy chłopak. Może i młodszy ,ale ma coś w tej kręconej główce. Powiem szczerze ,że czułam się jak jej matka , pierwsza jej randka w życiu. Nie boję się o nią , ani o chłopaka , może jej wreszcie przetłumaczy coś. Niby znam ją najlepiej ,ale czasem nie mam siły jej tłumaczyć czegoś po pięćset razy , a ona jak wół robi coś  na odwrót.
W domu siedziałam jak na szpilkach czekając na nią. Wepchnęłam dziewczynę od razu do łazienki by się wykąpała. Czułam ,że to będzie coś ważnego w jej życiu. Ja natomiast poszłam do jej sypialni. Miała taką samą wielką szafę jak ja ,ale miała mniej ciuchów. Przeszukiwałam ją w poszukiwaniu czegoś, hm , bardziej dziewczęcego. Miała kilka ciekawych rzeczy ,które sama jej wcisnęłam na siłę. Ujrzałam dziewczynę owiniętą w biały mięciutki materiał. Oparła głowę o framugę drzwi.
-Co ty znowu wymyśliłaś?
-Oj nic , masz wyglądać porządnie- wystawiłam język uśmiechając się perfidnie. Położyłam na jej łóżku wybrane rzeczy. Byłam z siebie zadowolona. Podeszłam do dziewczyny i objęłam ją ramieniem. Nasze małe afra się od siebie ocierały. Różniło nas tylko to ,że miałam trochę jaśniejsze loczki. Dziewczyna popatrzyła na mnie błagalnie
-Dlaczego mi to robisz??- usłyszałam cichy jęk wydobywający się z jej ust.
-Jedynie dla Twojego dobra siostrzyczko. Może kiedyś mi podziękujesz- gdyby ona widziała jak na nią Styles patrzy ,ale nie ona jest jak zwykle mądrzejsza. Pozostawiłam ją samą w pokoju. Może podejmie wyzwanie?  Chciałabym.
Zrobiłam sobie gorącej herbaty. Siedziałam w kuchni przeglądając notatki z uczelni. Moje podniebienie pieścił smak szarlotki przygotowanej przeze mnie wczoraj. Nie mogłam spać. Nie mogłam się skupić. Wstałam trzymając ciepły kubek w dłoniach i podeszłam do okna. Niebo nad Londynem pokryło się ciemną płachtą. Małe punkciki świeciły delikatnie. Uśmiechnęłam się do srebrnego księżyca ,którym oświetlał drogi spóźnionym wędrowcom. Łyk ciepłego słodkiego napoju. Chyba to jest uzależnienie Brytyjczyków. Trochę jak narkotyki. Różne smaki , kolory i rodzaje. Od wyboru do koloru , dla każdego coś się znajdzie.
Stukot obcasów. Drzwi się otworzyły. Zobaczyłam swoją siostrę. Aż gwizdnęłam z wrażenia. Nie wiedziałam ,że ma tak świetne nogi ,które ukrywa. Wstałam z łóżka.
-Wyglądasz świetnie Ann – klasnęłam w dłonie zachwycona.
-Poświęcam się w imię nauki- mruknęła , jakby nie zadowolona z tego efektu. Wszystko w rękach loczka.
-Ściągnij tą niewidzialną maskę



Wieczorem równo o ósmej podjechał Harry. Wyglądał prześlicznie. Miał na sobie brązowe rurki i granatową marynarkę. Całkiem jak Harry. A jednak wyglądał ślicznie. Włosy miał w nie ładzie, całkiem jak zwykle ja. Jednak nie dzisiaj. Dzisiaj byłam czysta, pozbyłam się wszelkich śladów farby i ubrałam krotką spódniczkę oraz szpilki.
Harry przywitał mnie szelmowskim uśmiechem. Przewróciłam oczami. Im to wystarczy pokazać kawałek nogi i już są radośni.
- Wyglądasz bardzo ładnie. – powiedział.
- Widzę. – odparłam sugerując się jego reakcją, co bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że jego zainteresowanie, jest czysto powierzchowne.
Harry zabrał mnie do niewielkiej przytulnej restauracji, by móc mnie „zbadać”. Byśmy mogli porozmawiać. Nie mogłam narzekać, restauracja faktycznie miała bardzo przyjemny charakter i panował tam mistyczny, romantyczny nastrój.
- Będziesz dzisiaj ze mną szczera?  - zapytał/
- A czy kiedykolwiek nie byłam?
- Rzadko jesteś. Szczególnie jeśli chodzi o ciebie.
- Zauważyłeś. – bardziej stwierdziłam niż zapytałam. Bawiąc się jedzeniem na talerzu.
- Trudno nie zauważyć, jeśli się patrzy i widzi. Jak kłamiesz to często mrugasz. – powiedział. Próbowałam ukryć zaskoczenie. Sama nie zadawalam sobie z tego sprawy. Czyżby Harry naprawdę aż tak mnie obserwował? Jak mogłam to nazwać. Byłam całkowicie bezradna. Nigdy jeszcze się z takim chłopakiem nie spotkałam. Miałam w głowie tysiące niezrozumianych myśli. Targały mną obce uczucia.
- Harry, zrozum ja nie chce.. – westchnęłam. Chłopak dokończył za mnie.
- .. się zakochać. Nie jestem do tego zdolna. Tak, wiem, że tak myślisz. I, że nie masz racji. Sama tylko tego jeszcze nie wiesz. Czy nie mam racji.?
- Częściowo masz. – przyznałam.- Ale tylko częściowo. Ja chcę się zakochać, jak każda normalna kobieta, ale nie jestem w stanie. I nie w takim chłopku jak ty. I mam nadzieje, że ty myślisz to samo o mnie.
- Przykro mi, chyba już za późno na ten wykład.
Westchnęłam patrząc w oczy tego słodkiego, intrygującego i miejscami irytującego chłopaka, który wpatrywał się we mnie czule.
- Nie znasz mnie.- szepnęłam.
- Może znam lepiej niż ci się wydaje. Potrafię zauważyć wiele rzeczy.
Miał rację. Był wyjątkowo spostrzegawczy. Ale ja sobie na to nie mogłam pozwolić.! Za dużo mnie to kosztowało. A może po prostu nie chciałam? Walczyłam sama soba. Z jednej strony było przyjemne ciepło, które kazało mi ulec. Nakłaniało mnie do tego. Z drugiej strony był mój rozum, który kazał mi uciekać, A jednak ciągle siedziałam na miejscu. To co mówił Harry działało na mnie bardzo nerwowo. Zaczęły mi się pocić ręce. Pierwszy raz nie wiedziałam co powiedzieć. Zaschło mi w ustach i walczyłam z myślą, która uparcie twierdziła, ze Harry robi to tylko na mnie patrząc, nie czując. Dobrze wiedziałam, że to prawda. Jednak moje doświadczenie chciało się przekonać na własnej skórze jak to właściwie jest.
Harry złapał mnie za rękę. Targana różnymi emocjami, nie mogłam się na nic zdecydować. Nie miałam siły wyszarpnąć ręki, ale bałam się co będzie dalej. Jak się okazało słusznie. Twarz Styles’a zaczęła się przybliżać. Zetknęliśmy się nosami, a ja cały czas nie byłam na to gotowa. Mój oddech przyspieszył, serce zaczęło bić szybciej. W brzuchu pojawiły się motylki, które próbowałam nieskutecznie unicestwić. Usta Harrego delikatnie musnęły moje. To mi starczyło.


Dzwonek dzwoniący bez przerwy. Lekko przysnęłam z nosem w książce. W pierwszej chwili ignorowałam to ,ale ktoś nie przestawał. Przeklęłam kilka razy pod nosem i wstałam nie chętnie. Poprawiłam włosy związując je w wysokiego koka. Moje kroki były długie i leniwe ,aż dotarłam do drzwi. Otworzyłam je i ziewnęłam. -Obudziłem?- zobaczyłam przed sobą postać Liama , nie był taki uśmiechnięty jak rano , na zajęciach. Czułam ,że ewidentnie jest coś nie tak. Posłałam mu delikatny uśmiech.
-Tak , jakby- pokręciłam głową i zaprosiłam chłopaka do środka ruchem dłoni. Chłopak ściągał buty i kurtkę ,a ja w kuchni wstawiałam wodę. Wyciągnęłam łakocie do półmiska , który zawsze opróżniam ze swoją siostrą. Poczułam jego obecność i odwróciłam się do niego przodem.
-Kawa? Herbata?
-Herbata- przytaknął i usiadł na krześle. Z jego włosów spływały kropelki wody. Postawiłam przed nim słodycze. Oparłam się o blat i spoglądałam na niego. Jego dłonie się trzęsły niemiłosiernie. Po chwili podałam herbatę i cukier. Usiadłam na krześle podwijając nogi do góry.
-Co się stało?- spytałam zaniepokojona stanem chłopaka. Spojrzał swoimi brązowymi tęczówkami wprost w moje. Mogłam się jedynie domyślać co było przyczyną jego stanu.
-Rozstałem się z Danielle , to była nasza wspólna decyzja- powiedział to jednym tchem, cierpiał. Przysunęłam się bliżej stołu , złapałam jego dłonie i delikatnie kciukami je masowałam.
-Przykro mi
-Wiedziałaś ,że ona wyjeżdża?-  na jego pytanie odwróciłam wzrok. Ja nie mogłam mu tego powiedzieć , to zadanie Danielle. Zacisnęłam usta , nie wiedziałam jak się zachować. Powinnam mu powiedzieć prawdę? Znienawidzi mnie ,że go okłamywałam? Wzięłam głęboki wdech.
-Tak , wiedziałam. Nie chciałam Ci nic mówić ,bo Danielle sprawa ,a ja się nie powinnam w to w ogóle mieszać. Musisz mi to wybaczyć Liam-  wyszeptałam z bólem. Puściłam jego dłonie. Wzięłam łyk herbaty , którą wcześniej posłodziła dwoma łyżeczkami cukru. Chłopak przyglądał mi się z zaciekawieniem , jakby coś innego mu już zaprzątało głowę niż moja przyjaciółka.
-Będziesz szedł się z nią pożegnać?
-Już się pożegnałem…- urwał temat. Nie chciał już chyb o tym rozmawiać. Zatopił górną wargę w ciepłym napoju.



***

Wiem, trochę długo nas nie było. Bardzo przepraszam. Brak czasu. Po prostu. Dziękuję za wszelkie komentarze.; ))
Jak wam się podoba tym razem?
Hoodie_

Trochę nas nie było. Zaniedbałam swojego bloga i tego , brak czasu. Na pewno w przyszłym tygodniu nie będzie odcinka , dopiero po 15 lipca. Trzymajcie kciuki za warsztaty we Francji. Pozdrawiam Edith

sobota, 16 czerwca 2012

Odcinek 5


Duszna sala, zapach kurzu i mocnych, cytrynowych perfum. Powrót do amfiteatru. Na środku stała pani Smith uśmiechając się do swoich myśli. Nie mogłam zaprzeczyć, że wyglądała na lekko obłąkaną. Weszłam dając o sobie znać jak zwykle głośnym trzaskiem drzwi, których nie umiałam opanować. 
-O Annabeth..!- wykrzyknęła profesorka na mój widok klaskając w ręce. Uśmiechnęłam się mało przekonująco i podeszłam bliżej. Dopiero teraz spostrzegłam stojącą w kącie Sali grupkę, którą już dobrze znałam. 
Wysoki, szpakowaty chłopak o orlim nosie i chudych rękach, ubrana w zieloną zwiewną sukienkę do kostek pulchna blondynka z mnóstwem koralików na szyi i szczupła brunetka, z krótkimi nogami, niebieskimi pasemkami we włosach i stylu a’la punk połączony z Emo. Mikey, Caroline i Francessca. Moja grupa artystycznego wsparcia. Już nie pierwszy raz z nimi współpracowałam. Jednak to ja byłam tutaj dowódcą, chociaż całkowicie brakowało mi cech przywódczych i nie specjalnie czułam się w tej roli. Wolałam pracować sama. Byłam w końcu artystką, a nie komandosem. Wydawałam, więc polecenia cicho i bez przekonania. Nie byłam Maddy, która doskonale sprawdzała się w tej roli i prowadziła zajęcia z własną grupą. 
Po dokładnych wskazówkach pani profesor podeszłam do wielkich drewnianych desek, na których miała się znaleźć scenografia. Wizja zaczęła mi się wkradać niczym lekkie podmuchy do głowy. Miało być tajemniczo, sennie, usypiająco. Tajemnicza noc spowita mgłą magii i niewiedzy. Romantyczna atmosfera przesycona pożądaniem i namiętnością, potęgująca się z chwilę na chwilę… 
Zaczynałam to czuć. Wchodziłam do swojego świata, kiedy drzwi Sali się otworzyły i weszło przynajmniej trzydzieści osób. 
- Co jest?!- krzyknęłam, niezdarnie upuszczając duży, malarski pędzel na ziemię. 
- Oj, czyżbym zapomniała? Niemożliwe..- mówiła sama do siebie panie Smith. Zacisnęłam dłonie. 
- Nie będzie ci przeszkadzać próba, Annabeth? Nie mamy czasu i nie możemy go tracić. Nasze gwiazdy są u nas tylko tydzień. Chcemy z tego wycisnąć jak z cytrynki. – zwróciła się do mnie. 
- Nie. – syknęłam przez zaciśnięta zęby. Ona chyba nie rozumiała tego co mówiła. Jak ja się czemuś poświęcałam to całą soba, więc mimo, że to tylko scenografia, chciałam by była idealna. Pani profesor chyba jednak nie zależało tak bardzo jak mi. 
Do Sali wpadło z tłumem całe 1D. 
- Ja pomogę Annabeth.!- zaoferował się Harry. Mimowolnie się skrzywiłam. Czy ten chłopak nigdy nie miał dość ? 
- Może lepiej nie. – zainterweniował Liam.- Harry rysuje jak ślepy murarz. 
- Ej!- żachnął się oburzony Harry splatając ręce na piersi. – Co jest trudnego w malowaniu jednym kolorem dużej deski. To jak malowanie płotu. 
Uderzyłam się ręką w twarz. Niby taki artysta, a nie rozumiał tak podstawowych rzeczy. 
- No nie do końca. – wtrąciłam. 
- No właśnie, Harry. Ty tu nie od tego jesteś. – powiedziała pani Smith. Cała grupa wpatrywała się w Harrego w oczekiwaniu. Chłopak przewrócił oczami. 
- Od czego dzisiaj zaczynamy?- zwrócił się do grupy, a ja odetchnęłam z ulgą.  Podniosłam z ziemi pędzel i przeniosłam się do swojego zamkniętego świata, którego drzwi co chwilę się uchylały, by przepuścić przez tą wąską szparę ukradkowe spojrzenia chłopaka z loczkami. 
- Oj ktoś tu chyba ma adoratora..- szepnęła do mnie Caroline stojąca po mojej lewej stronie malująca wielkie drzewo, a dokładnie konar. 
Pokręciłam przecząco, energicznie głową i przewróciłam oczami. Czy ludzie są naprawdę ślepi i widzą tak powierzchownie? Nikt nie zauważył fałszu w „adoracji”. Fałszu wynikającego z tak płytkiej wizji świata jak wygląd, czy fascynacja. Nikt nie zwracał najmniejszej uwagi na wartości duchowe takie jak zrozumienie, połączenie duchowe, akceptacja, którego w naszym przypadku nie było. Ale dlaczego ktokolwiek miałby na to zwracać uwagę? Przecież to tak ciężko dostrzec. Czy ja byłam osobą potrafiącą przejrzeć czyste zamiary? Sama nie potrafiłam tego określić. Brakowało mi doświadczenia. 


Uff wreszcie chwila przerwy. Moja półtora litrowa woda została wypita do połowy przeze mnie. Mały wycisk głosowy. Zabawa tonacjami , głośnością czy intonacją. Można sprawdzić na ile ma się wytrzymały głos i jakie możliwości są jego.  Ciekawe ile ma oktaw? Bardzo się takie zajęcia przydają , chociaż nigdy nie polubię zajęć z literatury. Dla mnie to mało interesujące. Błąka się mój wzrok po literach , zdaniach i marzy by jak najszybciej to skończyć. Nie zawsze są nudne wiersze , które umieją przykuć moją uwagę. Recytuj go poprawnie , to sztuka…
Postanowiłam pójść na próbę do spektaklu ,który jest tradycją tego wydziału. Zawsze na wiosnę studenci III roku. To było naprawdę wspaniałe wydarzenie , tak je wspominam jak było rok wcześniej. Czekałam aż sama w tym zagram , tylu aktorów na jednej scenie. Zawsze mi się marzyło grać w czasach wiktoriańskich. Zobaczymy co będzie w tym roku. Pchnęłam mosiężne drzwi. Stałam na skraju schodów przy widowni. Nie było widać nikogo prócz grupki studentów z malarstwa.  Zeszłam niżej. Moje ciemniejsze odbicie widziałam  oddali. Pomachałam do niej , zauważyłam mnie i uśmiechnęła się. Jak zwykle ubrudzona farbą , normalna rzecz. Lubiłam jej pomagać ,ale nie zawsze miałam na to czas. Byłam pod samą sceną. Zaparłam się rękoma i podciągnęłam. Po chwili już siedziałam obok siostry. Ucałowałam jej czoło.
-Pomóc?
- Jak chcesz- powiedziała obojętnie , normalne. Wzięłam z jej torby koszulę robiącą za jej fartuch. Zakasałam rękawy i zaczęłam malować drzewo. Delikatne ruchy pędzlami ,a tektura nabierała koloru nadanego przez farbę. Słyszałam nucenie siostry pod nosem. Wczuwała się , robi to co kocha. Może coś ją męczyło? Przysunęłam się bliżej.
-Jak to nic , widzę , nie zapominaj o tym- oznajmiłam. Ale domyślałam się o kogo chodzi. Mój instynkt na pewno mnie nie zawodzi. Pogłaskałam ją po ramieniu i puściłam perskie oko.
- Coś się dzieje?- wyszeptałam
-Nic
Dziewczyna się tym nie przejęła , pracowała dalej.
- A ty co dzisiaj taka cicha?- usłyszałam nagle głos siostry. Spojrzałam w jej stronę i uśmiechnęłam się.
- Za dużo krzyczenia przez gardło ,które się zdarło- zachrypłam i wyciągnęłam z torebki znów wodę. Pogrzebała chwilę w torbie i wyciągnęłam tabletki. Wrzuciłam jedną do ust i zaczęłam ssać. Po godzinie wyglądałam jak nowoczesne dzieło małego znanego artysty wystawiane na wernisaż. Siostra wyglądała nie lepiej , ja chociaż ubranie sobie uchroniłam. Ona wiecznie żyje w chmurach. Ma inny świat.
Okupowałam właśnie łazienkę obok garderób w amfiteatrze. Szorowałam ręce ,które mnie już piekły. Drobne odpryski na twarzy zmyłam. Szukałam jakiego detergentu , który by mi mógł pomóc ,ale na nic. Do moich oczu cisnęły się łzy.  Usiadłam na toalecie. Wzięłam kilka głębokich wdechów i chwilę odpoczęłam. Znów zaczęłam szorować ,a farba odpuszczała powoli. Kilka serii szorowań i odpoczynków , a moje ręce były normalnego koloru. Chociaż czerwień nie do końca naturalny odcień. Tony papieru i mydła poszło na to. 


Wyszłam z Sali wycierając ręce o swoje brudne, poplamione farbą spodnie. Chwyciłam w palce kosmyk włosów pokryty zieloną farbą i przyglądałam mu się nie zwracając uwagi na piętrzące się na mojej drodze przeszkody. Przez co w jednej chwili na coś wpadłam, 
- Tylko na to czekałem.- odezwał się Styles. Przewróciłam oczami i wyminęłam go. 
- Co ja źle robię?- zapytał rozkładając ręce. Odwróciłam się i spojrzałam w te jego piękne, jak głębia oceaniczna oczy. 
- Myślisz. – odpowiedziałam porzucając wszelki sarkazm. 
- Nie wydaje mi się. Zdaje ci się, ze nikt cię nie rozumie, a to nieprawda. Ja dokładnie wiem co myślisz. Wydaje ci się, że jesteś inna? Masz rację jesteś, ale to nie znaczy, że gorsza. Masz zaburzone poczucie własnej wartości. Z zewnątrz jesteś wredna, ale w środku ukrywa się całkowicie inna ty. Powiedz mi, ze się mylę. – powiedział. I trafił w dziesiątkę, co można było tłumaczyć jedynie przypadkiem, Każdy tak myślał, że w środku jestem inna. Ale oni nawet sobie po części nie zdawali sprawy jak inna. Myśleli, że normalna, że da się mną pokierować, kiedy nie potrafili nawet wyciągnąć mojego wnętrza na zewnątrz. Harry nie był inny niż reszta. A przynajmniej ja nie mogłam tak myśleć. 
- Mylisz się – odpowiedziałam. Harry się uśmiechnął i odwrócił głowę. 
- Kłamiesz. – powiedział. 
- Tak ci się zdaje? 
- A nie jest tak? – powiedział zbliżając się. Prawie stykaliśmy się nosami, gdy mu odpowiadałam patrząc w ocean. 
- Przecież dokładnie wiesz co myślę. – Harry obrócił lekko głowę i zaśmiał się, by po chwili znów patrzeć w moje oczy. 
- Wiem i jestem pewny, że kłamiesz. Nie rozumiem tylko dlaczego nie chcesz się ze mną umówić. 
- Nie musisz, ale zrozumienie jest mile widziane. – powiedziałam i zdając sobie wreszcie sprawę z naszej bliskości odskoczyłam gwałtownie chrząkając. 
- Do zobaczenia. – rzuciłam i jednocześnie przeklęłam w duchu słysząc odpowiedź Harrego. 
- Czyli jednak chcesz się ze mną zobaczyć.! 
Znów wywołał na mojej twarzy uśmiech. Zdawało mi się, że krótkie, inteligentne odpowiedzi Harrego i jego upartość coraz bardziej mi się podobała. A może zaczynała mi doskwierać samotność. Nie, na pewno nie. To nie w moim stylu. Może i byłam nastoletnią buntowniczką, która odrzucała wszystko nie podając racjonalnych argumentów, ale w tej sytuacji instynktownie miałam się bronić przed chociażby fascynacją, a co dopiero miłością. 

Mocny podmuch wiatru  szatra włosami na prawo i lewo. Ledwo co widziałam. Kierowałam się szybko do mojego volvo. Wyczułam dzisiejszy nastrój pogody. Asfalt jeszcze mokry od ulewy ,która w południe przeszła przez Londyn. Tanecznym krokiem omijałam kałuże. Trampki nie wytrzymały by tego.  Otwierałam drzwi od strony kierowcy. Poczułam czyjąś obecność. Odwróciłam się powoli. Twarz ,która sprawiła tyle bólu przez ten ostatni rok.
- Maddy porozmawiajmy
-Nie- zacisnęłam zęby
-Proszę…- wyszeptał i przejechał dłonią po moim ramieniu. Przełknęłam głośno ślinę , chłopak się nie bezpiecznie zbliżał do mnie.
- Ryan ! Mówiłam Ci ,że nic z tego nie będzie. Daj mi święty spokój. Cześć!- wykrzyczałam mu w twarz i wsiadłam do samochodu szybko. Zamknęłam się w nim i odpaliłam  samochód. Chciał się dostać ,ale odjechałam z piskiem opon. Moje serce waliło jak szalone , tak byłam wystraszona. Mój oddech był nie równy , zbierało mi się na płacz.
-Nie płacz głupia przez takiego idiotę- uderzyłam siebie w policzek. Od razu łzy odpłynęły. Spojrzałam na siebie w lusterku. Poprawiłam włosy i włączyłam muzykę. Może pomoże mi to zapomnieć szybko.
Muzyka. Mocne bity. Luźne spodnie dresowe , podkoszulek i na to luźniejsza. Powtarzałam kroki z grupą z poprzednich zajęć by dodać nowe.
-Pamiętajcie luźno na ugiętych nogach ten ostatni ruch- przypomniałam odwracając się do nich przodem i pokazują krok. Oni powtarzali po mnie bym mogła zobaczyć komu nie wychodzi. Wyszło im prawie idealnie , więc z radości klasnęłam w dłonie. Poprawiłam zjeżdżające spodnie. Znów byłam przodem do lustra. Wyłączyłam muzykę. Musiałam im krok pokazać na sucho.
-Do przodu krok , bioderka w bok , bioderka w bok…- mówiłam pokazując w wolnym tempie jak ma to wyglądać. Szybko załapali krok , więc dodałam kolejne. Od nowa ćwiczyliśmy układ z muzyką. Ja przez pierwsze pięć razy tańczyłam razem z nimi ,ale coś przerwało mi szósty raz. Klaskanie ,które rozniosło się po Sali. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i przy drzwiach zobaczyłam Liama. Zdziwiło mnie to. Uśmiechnęłam się do niego.
-Przerwa!- krzyknęłam. Wzięłam wodę i podbiegłam do chłopaka. Trzymał mały bukiecik kwiatków w dłoni. Stanęłam przed nim , napiłam się wody by móc się odezwać chociaż.
-Co ty tu robisz?
-Szukam Danielle , chciałem zrobić jej niespodziankę – odpowiedział spoglądając na mnie jak ocieram pot z czoła koszulką odsłaniając kawałeczek brzuszka. Oczy się mu zaświeciły.
-Danielle skończyła jakieś półgodziny temu i pojechała na próbę do Jessie J- powiedziałam z grymasem na ustach wiedząc ,że nie trafił w porę z odwiedzinami. Pokręciłam głową. Czułam kropelki potu spływające po moim karku.
-Ech , szkoda. Znając ją nie wiadomo , czy dzisiaj ją gdzieś złapię- podrapał się po głowie czując się chyba niezręcznie w sumie. Chwilę pomiętosił w dłoniach bukiecik
-Proszę to dla Ciebie
-Ale Liam ja tego nie mogę przyjąć- splotłam ręce na piersiach. Strasznie się wzbraniałam przed tym „prezentem”.
-Oj tak ładnie tańczysz , ktoś to musi Ci wynagrodzić- posłał mi uroczy uśmiech aż mi serce zmiękło.
-Oj no dobra. Dziękuję- przytuliłam chłopaka i musnęłam jego idealnie ogolony policzek. Szatyn tak ślicznie pachniał. Oderwaliśmy się od siebie. Usłyszeliśmy gwizdy. Oby dwoje zrobiliśmy się czerwoni. Przejęłam od kiego bukiecik. Po chwili przypomniałam sobie o Danielle i jej wyjeździe.
-Może kiedyś się gdzieś tak umówimy , na kawę?- usłyszałam propozycję z jego ust ,a moje serce podeszło do gardła. Spuściłam wzrok. Chyba będzie mu to potrzebne. Przełknęłam zalegającą z nadmiarze ślinę. Napiłam się znów wody.
-Można kiedyś- odpowiedziałam chłopakowi , mrugnęłam do niego zabawnie. Jego wzrok błądził po mnie , przechodziły mnie serie delikatnych mrowień przez kark. Podsunęłam sobie kwiatki pod nos i wciągałam zapach, piękny zapach. Uśmiechnęłam się słodko. Spojrzałam na chłopaka. Przejechał mi dłonią po policzku. Przewinęło mi się pełno myśli przez głowę.
-Ładnie pachną- podsunęłam chłopakowi pod nos bukiecik.
-Racja- przytaknął , zaczęło robić się trochę niezręcznie. Zaczęłam nerwowo się bawić kwiatami.
-Muszę wrócić na trening , to do zobaczenia jutro na uniwersytecie
-Tak , pracuj ,bo warto. Cześć- zamiast ucałować mój policzek złożył delikatny pocałunek na moich usta. Szybko się oderwałam. Nogi mi zmiękły ,ale ja nie mogę , własnej przyjaciółce takich rzeczy robić.
-Nie rób tego więcej- wyszeptałam przez zęby , obróciłam się na pięcie i poszłam w stronę grupy. Przyglądali się zaskoczeni. Odłożyłam to co trzymałam w dłoniach. Poprawiłam się. Stanęłam przed lustrem.
-Zaczynamy od nowa- włączyłam muzykę , czułam jego obecność. Próbowałam ignorować to. Chyba nie umiałam.

Aut.
Troszkę późno dodałyśmy ,ale sami rozumienie , koniec roku szkolnego. Myślałam ,że będzie troszkę więcej komentarzy. Jeśli podoba się wam nasz blog reklamujcie go. Pozdrawiam ; )
Edith




Jak to się mówi za wcześnie was pochwaliłyśmy.. Obiecuje więcej tego nie robić, bo ubogo, ubogo..;c No, ale cóż, mam nadzieje, że z każdym kolejnym odcinkiem będzie więcej waszych opinii;)
Dołączam się do przeprosin Edith, koniec roku, mnóstwo zajęć dodatkowych.. Na szczęście za dwa tygodnie wakacje, więc.. Wiecie.; ))
Zapraszam do czytania, mam nadzieje, że się spodoba. Wszystkim, którzy ostatni rozdział skomentowali serdecznie dziękuję.! ; *
Pozdrawiam.!
Hoodie_

poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział 4


4.

Stanęłam zmachana przed „Starbucksem”. Za mną przystanęła moja siostra, opierając się o moje ramię. Wzięłam głęboki oddech i poprawiłam włosy przeglądając się w szybie.
- Jak ja mogłam się dać na to namówić. –mruknęłam.
- Kochasz mnie. – uśmiechnęła się Maddy. Odpowiedziałam jej uśmiechem i pokręciłam głową. Cały czas miałam w głowie, że  to nie jest dobry pomysł. Ale o wahaniu nawet nie było mowy. Maddy skutecznie ciągnęła mnie za rękę.
Byłyśmy już ostro spóźnione. Weszłam pod niejakim przymusem do kawiarni z już całkiem spokojnym oddechem. Zadarłam wysoko głowę, kiedy Maddy rozglądała się jak zwykle z niejaką gracją po pomieszczeniu szukając naszego celu. Między nami był taki kontrast. Ona dziewczęca dorastając kobieta, miła, dobrze wychowana, poruszająca się z gracja przez zamiłowanie do tańca, a ja? Jakiś podlotek ciężko kroczący, z włosami w ciągłym nieładzie.
Zostałam gwałtownie pociągnięta do przodu, a potem raptownie rzucona na siedzenie. Nie do końca wiedziałam co się dzieje, ale wystarczyło porozglądać się na boki, by zorientować się, że siedzę w gronie One Direction. Do tego dostałam chyba najgorsze miejsce jakie było możliwe. Na samym skraju. Z drugiej strony miałam intrygującą postać Harrego uśmiechającego się do mnie milutko. Mimowolnie się skrzywiłam.
Gdy ja przezywałam to spotkanie w cierpieniu i niemym błaganiu Boga o pomoc, moja siostra znakomicie odnajdowała się w towarzystwie i szczebiotała z Liamem, koło którego usiadła oraz z całą resztą jak ze starymi znajomymi.
- Znów się spotykamy. – zagaił Harry. Posłałam mu mordercze spojrzenie dobitnie wyrażające, że nie mam ochoty tu być.
- No co ty?- zapytałam sarkastycznie splatając ręce.
- No przestań już. Dałaś się przecież wyciągnąć na kawę. – poklepał mnie po ramieniu. Gwałtownie się odsunęłam o mało co nie spadając  z kanapy.
- Nie tobie. Mojej siostrze, która bardzo nalegała. – burknęłam. Harry nie odzywał się do mnie przez najbliższe piętnaście minut i szczerze zaczynało mi się nudzić. Dopadły mnie też niejako wyrzuty sumienia, że tak z nim postąpiłam. Przecież to miała być tylko krótka, nic nie znacząca pogawędka. Dlaczego ja wszystkich tak odstraszałam? Harry chciał być tylko dla mnie miły, a ja sobie wyobrażałam niewiadomo co.
Odwróciłam się do chłopaka z najmilszym uśmiechem na jaki mnie stać i zagadałam.
- Co wy właściwe robicie u nas na uczeni?
Moja siostra posłała mi uśmiech.  Wiedziała, że ciężko mi się zawiera nowe znajomości. Harry obrócił się do mnie zdziwiony. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczyma, zapewne już spisał mnie na straty, a tu takie zaskoczenie.
- Prowadzimy przez tydzień wykłady. Jest to trochę dziwne, ponieważ na ostatnim roku większość naszych uczniów jest od nas starszych, ale staramy się. A ty studiujesz… malarstwo, tak?
- Czemu tak myślisz?- zapytałam. Czy znów miałam farbę na włosach?
- Jak się pierwszy raz spotkaliśmy wyciągałaś farby. – powiedział Harry. Zaśmiałam się. Czy ja się naprawdę zaśmiałam? Matko, co on ze mną robi? Jednakże miło mi się zrobiło, że taki chłopak jak on zapamiętał taką nic nie znaczącą czynność.
Nawet nie zauważyłam jak minęło kilka godzin. Na zewnątrz powoli zachodziło słonce. Harry był naprawdę przyjemnym rozmówcą, szczególnie gdy nie parskałam na niego co chwilę jak niezadowolona kotka. On chyba też czuł się swobodnie. Miałam nadzieję, jednak, że nie wyrobi sobie o mnie dobrego zdania. Lepiej było, gdyby sądził, ze jestem wredna.
Wyszłam z kawiarni zaróżowiona i we wspaniałym nastroju. Maddy poklepała mnie po plecach.
- I co nie było tak źle? – zapytała ruszając brwiami. Uśmiechnęłam się właściwie sama do siebie.
- Nie. Było nawet całkiem.. przyjemnie. Ale to nigdy więcej się nie powtórzy. – zastrzegłam.
- Czemu? Przecież ci się podobało. A Harry chyba cię lubi. Daj mu szanse.
Pokręciłam smutno głową.
- Nie, Maddy. Nie otworze się. Jeszcze nie teraz. Nie jestem gotowa na nowości. Znasz mnie.
- I co będziesz daje siedzieć w taj swoje „ ciemni”? Dlaczego kogoś do siebie nie dopuścisz? Miłość jest piękna.
- I mówi to dziewczyna, która była z tyranem.- warknęłam. Kochałam Maddy, ale nie miała prawa mnie oceniać. To było moje życie.
- Ale przynajmniej jej doświadczyłam, a ty? No właśnie.
Przez chwilę patrzyłam na oddalające się plecy mojej ukochanej siostry. Zapewne miała dużo racji, jak zawsze. Ale nie mogłam sobie jeszcze z tym poradzić. Tak strasznie się bałam upokorzenia i nie akceptacji. To jeszcze nie był ten moment. Nikt mnie nie rozumiał, a ja czekałam właśnie na zrozumienie, pogodzona z tym, że to nigdy nie nastąpi.


- Spadaj, idioto! – warknęłam do szturchającego mnie Matta Parkera, który zaczął się perfidnie śmiać.
- Chyba księżniczka wstała dziś lewą nogą.- zadrwił. Za jego placami odezwał się chórek, wszyscy jak zwykle roześmiani z mało inteligentnych żartów swojego przywódcy.
- Księżniczka, nie może oddychać jednym powietrzem z plebsem, więc odejdźcie. – rzuciłam nie przejmując się jego natrętnymi spojrzeniami.
- Cześć, Ann.- usłyszałam za sobą. Obróciłam się i stanęłam oko w oko z przystojnym mulatem, którego poznałam wczoraj wieczorem.
- Co robisz w tej części uniwersytetu, Zayn.?- zapytałam usiłując się pozbyć mojego drwiącego tonu. Chyba jednak do końca mi się nie udało.
- Zayn, nie gadaj z nią, chłopie. To świruska. – ostrzegł go Mat. Po części zapewne miał rację, ale ja byłam zwolenniczką oceniania zachowania, czynów, a nie prze plotki. Miałam ochotę mu przywalić. Nie pierwszy raz zresztą. Chciałam, żeby Zayn sam się przekonał o tym jaka jestem, niż miałby słuchać plotek, nawet jeśli nie są plotkami.
- Nie jestem żadnym pańszczyźnianym chłopem. I to ja stwierdzę, kto jest większym dziwakiem. Ona, czy ty. – odpowiedział Zayn. Z triumfującym uśmiechem patrzyłam jak Mat i cała jego świta podkulają ogony.
- No, więc? Co tutaj robisz? – zapytałam ponownie.
- Mam pytanie. Wybieramy się z chłopakami na kręgle. Nie chciałabyś..
- Nie. – przerwałam mu.
- Ale jeszcze nie skończyłem.! – zaprotestował.
- To nie ma znaczenia. Nigdzie już z wami nie pójdę. Nie wchodzę dwa razy do tej samej rzeki. – powiedziałam rozkładając ręce. Za niecały tydzień chłopcy mieli skończyć praktyki i powrócić do normalnego, dla nich życia gwiazd. A ja naprawdę nie chciałam się przywiązywać. Byłam osobą stałą w uczuciach przez co każde przywiązanie, kończące się rozłąka, rozstaniem było dla mnie bolesne. Nie byłam masochistką. Wolałam nie utrzymywać bliskich kontaktów, nawet przyjacielskich z nikim, kto mógłby mnie zranić. Wolałam już pustkę i samotność, przez którą też niestety czasem krwawiłam wewnątrz, ale przynajmniej się przyzwyczaiłam. Moją dewizą było „ krwawię, cicho żyjąc”* i na razie to się miało nie zmienić.
-To co ja mam Harremu powiedzieć?- uniósł się Zayn. Popatrzyłam na niego z politowaniem przechylając głowę.
- A co do tego ma Harry?
- Ee.. Będzie smutny. – bardziej zapytał niż stwierdził Zayn. Po chwili dodał. – Bardzo mu zależało, żebyś szła.
- To dlaczego ty tu stoisz?- zapytałam prowokująco i odeszłam zostawiając Zayna z otwartymi ustami.
Nie lubiłam takich sytuacji, aluzji, nagabywania. Musiałam przeżyć jeszcze tydzień  z One Direction „za placami”, a potem już miałam z górki. Ostatecznie mogłam ich nigdy więcej nie spotkać, choć mieszkaliśmy w jednym mieście. Londyn to duże miasto.

* „Sala samobójców”

Ciemność , wielka ciemność z promykami sztucznego słońca. Co ta tutaj robię? Biegam , samotnie. Krótki trucht z domu do parku. Uwielbiam go nocą. Nuty płyną niewidzialną rzeką do uszu spragnionych dźwięków. Włosy związane w zabawnego koka z pomocą wsuwek. Spoglądałam co chwilę na wyświetlacz swojego telefonu. Spóźniała się już kilkadziesiąt minut. Było to do niej nie podobne. Zaparłam się dłońmi o korę drzewa wykonują skłon kręgosłupa i głowy. Powtórzyłam to kilka razy. Krążenia biodrami. Głośne łapanie powietrza.
-Przepraszam za spóźnienie – powiedziała ciemno włosa pół tonem.
-Nic się nie stało Danielle , rozgrzałam się trochę
-Zagadałam się trochę z Liamem- jej poliki zrobiły się bardziej czerwone niż przez wiejący zimny wiatr.
-Nic się nie stało- powtórzyłam z uśmiechem. Przytuliła mnie mocno do siebie. Niby szczęśliwa ,ale coś mnie niepokoiło w jej oczach. Ruszyłyśmy piaskową  ubitą dróżką w ciszy. Wyciągnęłam słuchawki z uszu i schowałam je do czarnych spodni dresowych. Ta cisza zaczęła mnie przytłaczać. Coś się musiało stać. Umiałam to odczytać , nawet bardzo dobrze. Zatrzymałam się i stanęłam z nią twarzą w twarz. Złapałam ją dłońmi za ramiona i spojrzałam w oczy. Zobaczyłam w nich smutek , strach.
-Co się stało?- spytała , czy ona myśli ,że jestem głupia? Popatrzyłam na nią zaciskając usta w podkówkę.
-Ty się mnie pytasz , co się stało? To ja się Ciebie powinnam o to zapytać. Widzę ,że jest coś nie tak Danielle – powiedziałam spokojnie , ona westchnęła. Do jej oczu zaczęły napływać oczy. Moje usta delikatnie się otworzyły. Po jej policzkach muśniętych słońcem spłynęły duże ,słone łzy.
-Ja wyjeżdżam , wyjeżdżam do Japonii. Na kontrakt…Nie wiem na ile- wyszeptała cicho ocierając łzy.
-Jak to? Zostawiasz tutaj wszystko i wyjeżdżasz?
-To najlepsza propozycja jaką mogłam dostać – odpowiedziała z bólem.
 Czy to było jedyne wyjście? Każdy z nas chce się rozwijać ,ale takim kosztem? Widziałam każdy jej ruch. Znałam ją doskonale. Nie chciała wyjeżdżać ,ale to dla niej szansa. Może zaryzykować i dać się ponieść ,a może szczęście dopisze?
-Zostawisz Liama?
-Kocham go ,ale nie chcę stać w jednym miejscu , Maddy. Ja , ja…nie wiem jak mam mu to powiedzieć- było słychać ,że jej się głos załamuje. Zrobiło mi się jej szkoda. Przytuliłam ją , potrzebowała wsparcia. Głaskałam ją delikatnie po głowie. Jej łzy moczyły mój fioletowy polar. Nie przeszkadzało mi to.
-Liam jest świetnym chłopakiem i na pewno Cię zrozumie. Musisz tylko z nim szczerze porozmawiać
-A jak ja go zranię?
-Będziesz go ranić tym ,że tutaj jesteś nieszczęśliwa- oznajmiłam. Zapała cisza , nie to nie była niezręczna cisza , to była kojąca cisza. Jej serce biło jak szalone. Nie mogło się zatrzymać.
-Tak myślisz?
-Danielle ,ale jak on Cię kocha to poczeka- stwierdziłam i posłałam jej ciepły uśmiech , który odwzajemniła.
Zawsze zastanawiało mnie jak można rzucić wszystko i wyjechać. Dziewczyna , która ma wszystko ,a wyjeżdża ,bo jest lepsza propozycja. Może ona popełnia wielki błąd za ,który będzie słono płacić? To jej życie , ona o nim decyduje. Moim zadaniem jest ją tylko wspierać w tych trudnych chwilach. Warto?
***

Dziękuję za tak dużą liczbę komentarzy.. ; )) Mam nadzieje, że to się nie zmieni.. Powoli wchodzimy w jako taką akcję, więc liczę, że będzie wam się podobać...
No to ode mnie chyba tyle.. 
Jeszcze raz dziękuję.; **
Hoodie_


Teraz to mi się podoba dziewczyny , byle tak dalej ,a spełnicie moje marzenie i obietnicę złożoną Hoodie ; )
Pozdrawiam Edith ; )

niedziela, 20 maja 2012

Rozdział 3


3.
Kolejny raz porzuciłam myśli o mojej siostrze, które całą noc zaprzątały mi myśli. Była dorosłą dziewczynką i umiała sobie radzić. Ja nie mogłam  nic za nią zrobić. Mogłam ją tylko wspierać. Przystanęłam w połowie drogi i wpatrywałam się w moją ulubioną wystawę. Pociągnęłam za klamkę. Zamknięte. Zdenerwowałam się. Już od kilku dni chciałam sobie kupić nowe pędzle, ale nie miałam czasu, a gdy go troszkę wyłuskałam to okazało się, że jest zamknięte. Tupnęłam nogą jak rozkapryszona królewna, i żeby sobie wynagrodzić niepowodzenie weszłam do sklepu obok. Z uśmiechem na ustach wyszłam z torbą cukierków czekoladowych i skierowałam się w stronę uniwersytetu. Do zajęć pozostała jeszcze godzina, za mało by wracać do domu, a pogoda nie nastrajała do spacerów. Postanowiłam iść i poczekać w zawsze otwartym dla każdego szkolnym amfiteatrze.

Weszłam do wielkiego gmachu, a potem znalazłam sale amfiteatru. Na drzwiach wisiał plan zajęć w amfiteatrze. Z rozpiski wynikało, że odbywają się tam zajęcia dodatkowe z muzyki i ruchu scenicznego z gościem specjalnym.
  Kilka rzędów ciągnących się wzdłuż pomieszczenia, wielka scena i zapach mało już świeżego płótna to był cały amfiteatr. Miejsce, gdzie odbywały się zajęcia teatralne i czasami muzyczne.
Weszłam cicho do Sali i chciałam niepostrzeżenie wślizgnąć się w ostatni rząd siedzeń, by nikomu nie przeszkadzać. Jak zwykle jednak wyszło wszystko na opak.  Stare, ciężkie drzwi na sprężynie miały własne plany i zamknęły się w głośnym trzaskiem. Wszystkie głowy obróciły się w moim kierunku. Łącznie w wykładowczynią, zwariowaną kobietą, którą dobrze znałam z naszej współpracy, gdy malowałam scenografie do ich przedstawień. Wiele z ludzi było na mnie naprawdę złych za przerwanie ich lekcji. Jednak nie to mnie najbardziej wytrąciło z równowagi. Na scenie jak zastygły, marmurowy posąg stał z otwartymi ustami Harry w otoczeniu czterech innych przystojniaków.
Wśliznęłam się na wolne siedzenie i zjechałam by być jak najmniej widoczną. Jednak długo nie wytrzymałam, ciekawość wzięła górę i zaczęłam się dokładnie przyglądać scenie. Z obrazu przede mną wynikało, że Harry wcale nie był studentem. Ewidentnie to on dzisiaj wygłaszał lekcję.
Cała piątaka miała coś do powiedzenia. Byli fantastyczni, a ja? Ja czułam się tą całą sytuacją zażenowana. Szczególnie, gdy  co jakiś czas łapałam Harrego spoglądającego w moją stronę. Zwykle w tej sytuacji odwracałam wzrok i wpatrywałam się, albo w panią Corrigan, albo w któregoś z jego kolegów. Musiał wiedzieć, że jest dla mnie całkowice obojętny. Bo był. Przecież go nie znałam. Nie mogłam do każdego, kto okazał mi choć trochę delikatności przywiązywać się jak do psa. To było przecież tylko jednorazowe spotkanie.
- Kolejna fanka One Direction?- usłyszałam głos obok siebie. Obróciłam się do mojego rozmówcy, który nawet nie wiedziałam kiedy zjawił się po mojej lewicy, byłam tak zafrasowana lekcją Harrego.
- Odwal się , Matt. – powiedziałam. Musiałam jednak przyznać, że mój wróg mnie oświecił. One Direction. Przecież o nich słyszałam. Nie byłam jakąś napaloną fanką, w ogóle nie byłam fanka, ale mieszkałam w Londynie, więc trudno było o nich nie słyszeć.
- I tak u nich nie masz szans, dziwaczko. – dogryzał mi Matt. Nie miałam pojęcia po co przyszedł tu ten nad wyraz uzdolniony we wszystkich kierunkach osioł, ale miałam ochotę mu mocno przywalić. Mogłam też się odgryźć, ale naprawdę nie miałam na to ani siły, ani nie sprawiło by mi to teraz większej przyjemności. Nie chciałam też robić większych scen.
- Idź sobie stąd. – syknęłam. Rzuciłam mu pogardliwe spojrzenie.
- Jak sobie życzysz, królowo lodu. – odparł pogardliwie.
Odetchnęłam z ulgą, gdy tylko zniknął. Czyli jednak Harry był gościem. Razem z przystojną czwórką. Jak ja mogłam się nie domyśleć? Normalnie. Nie słuchałam popularnej muzyki, wolałam niszową. Z drugiej strony chłopcy wzbudzali szacunek nawet wykładowczyni, która słuchając ich  cały czas kiwała bądź kręciła głową.
Spojrzałam na zegarek. Zostało mi piętnaście minut. Musiałam się zbierać. Podniosłam się cicho i ruszyłam w stronę wyjścia tym razem nie robiąc hałasu. Jednak nawet to nie pomogło.
- Annabeth! – usłyszałam za sobą. Zacisnęłam pięści i obróciłam się z jakim takim, nieszczerym uśmiechem. – Podejdź no tu!
- Słucham, pani profesor. – powiedziałam podchodząc do nawiedzonej wykładowczyni obwieszonej mnóstwem korali, co było wręcz komiczne. Poczułam na sobie wzrok całej piątki przez co musiałam zwalczyć moje odruchy swędzenia.
- Na maj przygotowujemy „ Sen nocy letniej” potrzebujemy scenografii. Czy nie mogłabyś? Oczywiście, otrzymasz pomoc. – dopowiedziała szybko gdy mimowolnie się skrzywiłam. Czy ja byłam jakimś zakładem socjalnym.?
- Oczywiście, pani profesor. Będę zaszczycona. – odpowiedziałam pochmurnie, ale co miałam zrobić? Profesorom się nie odmawia. Poza tym kochałam malować i bawienie się w scenografa mogło być świetną zabawą. Omijając oczywiście te wątki z wykorzystywaniem uczniów za darmo.
- Świetnie! – Klasnęła w ręce zachwycona nauczycielka. Wymusiłam uśmiech. I po prostu odeszłam.
- Przyjdę do pani. Później. – powiedziałam obracając się na pięcie i spoglądając na zespół.
Już prawie byłam przy drzwiach, gdy dopadł mnie w dwóch skokach Harry i stanął przede mną.
- Czyli Annabeth?- zapytał szczerząc się. – I dalej mnie na pamiętasz?
- Nie mam czego pamiętać. Pomyliłeś mnie z moją siostrą, jasne? – rzuciłam i chciałam go ominąć.
- Możliwe, tamta była jakaś milsza. – przytaknął znów przeszkadzając mi i zagradzając drogę do upragnionej wolności.
- To czemu tu jeszcze stoisz?- wymruczałam biorąc się za rękoczyny i lekko przesuwając chłopaka.
- Umów się ze mną na kawę? Z chłopakami. – drążył. Machnął ręką w kierunku wpatrujących się w nas chłopców. Czy on nigdy nie miał dość. Co jeszcze miałam powiedzieć, jakim tonem.?
- Nie. – odrzekłam uśmiechając się sztucznie.
- Ale czemu? – zapytał rozkładając ręce. Tak, taka wielka gwiazda nie była przyzwyczajona na odmowy.
- Nie umawiam się z chłopakami spotkanymi przypadkowo. – odpowiedziałam wymijając go.
- To z kim się umawiasz?
Miałam już go dość. To już było nagabywanie. Miałam ochotę wybuchnąć szyderczym śmiechem. Opanowałam się w ostatniej chwili i przewróciłam oczami. Przybrałam swoją zwykłą chłodną i niedostępną maskę.
- Z nikim. – odpowiedziałam i ruszyłam do wyjścia. Chłopak chwilę stał osłupiony. Było mi głupio, ale to był najlepszy sposób. Nie chciałam umawiać się z chłopakami.  Żaden nie był w stanie mnie zrozumieć. Patrzyli tylko na moja ładną buzię, a gdy okazywało się, że nie jestem osobą reprezentacyjną, i że nie da się ze mnie wydobyć głębszych uczuć sprawiali mi ból. Nie chciałam do tego dopuścić. Lepiej było zapobiegać i nie zakochiwać się wcale. A najlepiej nikogo do siebie nie dopuszczać. Unikaliśmy oboje upokorzenia. Ja, bo rzucił mnie chłopak, on, bo zawsze okazywało się, że moja wrogość to nie jest sposób na podryw.
-Ale.. – zaprotestował chłopak. Uśmiechnęłam się sama do siebie, czego on już nie mógł zobaczyć i pomachałam mu przez ramię.
Nie chciałam go w żadnym wypadku. Nie nadawałam się do randkowania z gwiazdą, ale musiałam przyznać, ze pochlebiało mi jego zachowanie. Czułam się jakoś inna. Z jednej strony, nie chciałam go już więcej spotkać, a z drugiej.. całkowicie mnie intrygował.

Nie miałam ochoty iść na zajęcia. Mój stan psychiczny nie był na tyle dobry. Musiałabym zamaskować limo , które przez noc stało się fioletowe. Zarazem nie chciałam opuszczać ruchu scenicznego. Musiałam wybrać.
Duża ilość fluidu , pudru i cieni pomogła mi przywrócić twarz do normalnego wyglądu. Ukryło nie doskonałości. Trochę odświeżyło zmęczoną buzię. Po ustach przejechałam pomadką ochronną ,a suche dłonie nakremowałam.
Wyłożyłam do torebki półtoralitrową wodę , drugie śniadanie ,a raczej lunch. W domu znów cisza , przytłaczająca cisza. Annabeth pewnie siedzi już na uczelni. Lubiła pójść wcześniej by się czymś natchnąć przed zajęciami. Kreatywna osoba z wielką wyobraźnią , w tym byłyśmy podobne. Każda w swojej dziedzinie dawał z siebie wszystko.
Legginsy w kolorowe kwiaty , biały podkoszulek a na to pocięta miętowa koszulka na długi rękaw oraz białe trampki. Przeciwdeszczówka na grzbiet. W tą ponurą wiosnę chciałam choć trochę ożywić to co mnie otacza i mogło napoić mnie dobrym nastrojem. Nie umiałam być smutna , wszystko się we mnie siedziało co najgorsze. Chyba ,że uszło to z wczorajszym płaczem. Na pewno nadejdą te krytyczne momenty. Ja na razie mogę się cieszyć życiem i iść z uśmiechem przez nie.
Wsiadłam do swojego czarnego volvo. Przebijałam się przez zawsze zatłoczone ulice Londynu. Deszcz znów pada. Taki już urok tego miejsca. Przyzwyczaiłam się przez te dwadzieścia lat życia. Zawsze lubiłam obserwować jak miasto tętniło życiem. Ludzie uciekali przed kroplami zanieczyszczonej wody , które spadały z chmur. Chowali się gdzie tylko mogli. Nerwowo stukałam palcami o kierownicę. W radiu leciały same najnowsze hity. Miałam coraz mniej czasu.
-No ruszcie się!- krzyknęłam głośno ,lecz nie było to dla nikogo słyszalne. Może jedynie moje gesty złości mogły być widzialne. Aż wreszcie się ruszył ten korek. Przejechałam kilka ulic. Stanęłam na parkingu. Miałam pięć minut do zajęć. Biegiem mknęłam po korytarzach uniwersytetu. Z amfiteatru , gdzie miałam zacząć zajęcia zobaczyłam swoją siostrę.
-Witam Cię słoneczko- przytuliłam szatynkę do siebie obdarowując ją ciepłym uśmiechem.
-Cześć Maddy. Już lepiej?- spytała przejeżdżając swoją zimną dłonią po moim policzku. Tak jakby zignorowałam jej pytanie.
-Tona tapety , którą można szpachlą ściągać , kawałek białej czekolady i jazda- wyliczając na palcach.
-No tak , optymistka- wystawiła język w moją stronę.
-Pogadamy później. Mam teraz ruch sceniczny- ucałowałam  jej policzek.
-Powodzenia- puściła mi oczko , a ja weszłam do Sali. Położyłam swoje rzeczy na widowni. Przebrałam się w dres. Było widać mi pojedyncze sińce na ramionach. Napiłam się wody by nawilżyć gardło. Na scenie stało już kilka osób , dołączyłam do nich. Zaczęliśmy rozmawiać ,bo nie było jeszcze całej grupy oraz profesora. Nie było mnie pół dnia na zajęciach ,a dowiaduję się o nowościach. Mam mieć przez tydzień warsztaty z gościem specjalnym. Byłam tym zdziwiona ,ale i się w sumie cieszę ,że ktoś ma ochotę nauczyć coś nowego młodych ludzi , dać dobre wskazówki. W ciągu kilku minut moja trzydziestoosobowa grupa była w komplecie.
Pięciu chłopaków. Przystojnych, Farbowany blondyn. Ciemny szatyn. Ciemny blondyn w padający w jasny brąz. Brunet. Atramentowy brunet.
Rozpoczęliśmy od dość lekkiej rozgrzewki jak dla mnie. Widziałam po niektórych ,że są już zmachani. Bawiło mnie to ,ale takie życie. Cała piątka się rozdzieliła. Obok mnie ustawił się lokowaty.
-Chyba się skądś znamy- usłyszałam szept obok siebie. Spojrzałam na chłopaka. Przyjrzałam mu się. Tak. To ten chłopak , który mi wczoraj pomógł i nawet opowiadała mi o nim Annabeth.
-Tak , raczej tak- przytaknęłam z uśmiechem.
-Harry- wyciągnął dłoń w moją stronę. Uścisnęłam ją delikatnie.
-Madeleine ,ale mówią mi Maddy- przedstawiłam się grzecznie. Harry miał już coś powiedzieć ,ale kolega o ciemno blond włosach mu przerwał. Kogoś mi przypominał , może później mnie oświeci. Byłam ciekawa jak poprowadzą zajęcia. Pokazywali nam ćwiczenia na połączenie mówienia tekstu z ruchem. Zajęcia się trochę przeradzają w zajęcia głosowe , dla mnie to lepiej też , nie byłam w tym najlepsza. Dziwiło mnie ,że mam lepszą kondycję o gości specjalnych. Bawiłam się świetnie. Szybko zleciały mnie mi dwie godziny warsztatów.
Położyłam się na zimną podłogę. Chłód przyjemnie otulał moje ciało. Przymknęłam powieki na chwilę. Delikatnie szczypało. Wszyscy powoli się rozchodzili. Rozmowy studentów zaczęły być nie wyraźne i stłumione. Wolno się podnosiłam. Ściągnęłam adidasy i szłam boso po widowni. Stanęłam przy swoich rzeczach. Rozejrzałam się , ani jednej żywej duszy na Sali. Delikatnie zaczęłam się wycierać. Odświeżyłam się. Poprawiłam swój kryjący makijaż. Przebrałam się ze swojego dresu. Spryskałam się perfumami. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Maddy?- usłyszałam za sobą. Serce podeszło mi do gardła. Odwróciłam się gwałtownie. Przecież nikogo nie było tutaj. Zobaczyłam chłopaka z brązowymi tęczówkami , gdzie tańczyły rozbawione iskierki. Wyprostowane włosy. Czarujący uśmiech. Zakryłam dłonią usta.
- Pamiętasz mnie?- spytał chłopak. Skinęłam na „Tak”. Badałam każdy centymetr jego twarzy wzrokiem. Szukając odpowiedzi na swoje pytanie. Skąd ja go znam? I nagle mnie oświeciło. Poznałam go rok temu na urodzinach Danielle. Miał wcześniej na głowie burzę loczków. Wyglądał wtedy tak niewinnie.
-Liam? Ten od Danielle
-Nie wiedziałem ,że studiujesz aktorstwo
-Nie wiedziałam ,że jesteś sławny- zmałpowałam nieśmiało uśmiechając się do szatyna. Jego policzki oblał rumieniec. Zachichotałam pod nosem
-To dziwne ,ale prawdziwe- dodałam po chwili. Przypomniało mi się jak się poznaliśmy. Trochę niezręczna sytuacja
Zatłoczony klub tętniący muzyką. Upał choć zima na dworze. Drink za drinkiem. Wysokie obcasy. Bandażowana sukienka. Znałam tylko pojedyncze osoby , reszta całkowicie nieznana. Podeszła do mnie jubilatka trzymając za rękę dość przystojnego szatyna.
-To jest właśnie Maddy o , której Ci opowiadałam- odezwała się próbując przebić się przez hałas.
-Liam- wyciągnął dłoń.
-Madeleine Herrera- ujął moją dłoń i ją ucałował. Gentelman.
-Meksykanka?
-Brytyjka- uśmiechnęłam się dumnie.
Wyciągnęłam wodę z torebki. Odkręciłam korek i napiłam się łapczywie pragnąć ugasić pragnienie i ból gardła.
-Byłaś niesamowita na zajęciach- przerwał ciszę Liam. Machnęłam ręką śmiejąc się.
-Taniec mnie tak wyrobił- dopowiedziałam.  Wrzuciłam do swojej buzi miętową gumę. Pakowałam swoje rzeczy do torebki i opadłam na czerwone krzesło obite zamszem. Podciągnęłam nogi do góry. Nie widziałam czemu nie lubiłam siedzieć jakoś normalnie tylko po turecku czy z nogami ustawionymi na równi z tłowiem Poklepałam miejsce obok siebie i po chwili chłopak już siedziało obok mnie tocząc dalszą dyskusję. Podkuliłam nogi pod pupę i usiadłam do niego przodem. Nagle zaczęły ze sceny dochodzić hałasy.
-Liam nie bajeruj tam dziewczyny!
-Liam , Ty masz Danielle , ja się koleżanką mogę zająć- takie okrzyki było słychać w naszą stronę. Zabawne. Chłopak się zawstydził ,ale nie miał ku temu powodów. Czyżby byli zazdrośni? Po chwili zjawiła się pozostała czwórka. Czekaj jak oni się nazywali…One… One Direction.
Rozkoszowałam się smakiem swojej sałatki owocowej ,którą sobie przygotowałam. Banany, jabłka, kiwi i winogron. Orzeźwiło mnie trochę. Już widziałam jak każdy z tej piątki chłopaków na mnie patrzył. Jakby mnie widzieli. Najbardziej ten Harry mi się przyglądał , jakby szukał jakieś „rysy” na moim nie skażonym wyglądzie czy może duszy? Tak , Liam. Jego ciemne tęczówki pochłaniały moje jasne. Widziałam go zaledwie kilka razy , z dwa , może trzy razy rozmawialiśmy. Było coś co biło od niego. Ciepło? Można tak to nazwać. Reszta zespołu , fajne chłopaki. Louis , chyba wiecznie robiący jakieś zamieszanie , byle by mówiono. Zayn , dość nieśmiały ,ale i uroczy , świetnie rysuje. Niall , słodki blondynek z gitarą na plecach.
Byłam znużona kolejnymi wykładami. Kocham teatr tak samo jak taniec ,ale jak można zachwycać się głębią koloru czarnych kotar? Bardziej bym podejrzewała to na malarstwie ,ale tutaj. Są one ważne ,ale po co rozmawiać o takich bzdetach jak można działać? W dłoni kolejna kawa z automatu. Białawy dymek wiruje nad napojem.
-Maaaddyy- usłyszałam tuż za sobą czyjś jakby przesłodzony głos. Odwróciłam się bokiem do swojego rozmówcy. Szeroki uśmiech , spodnie opuszczone w kroku. Dmuchnęłam kilka razy na ciecz , mały łyk i skrzywienie. Jeszcze za gorąca.
-Słucham Cię Harry
-Nie masz ochoty na kawę ? Wieczorem? Ty , ja z chłopakami i może Twoja siostra- zaproponował z nadzieją w głosie ,którą znam. Na pewno Annabeth mu odmówiła. Z jego oczu mogłam to wyczytać. Pokręciłam zabawnie nosem delikatnie go marszcząc.
-Jasne , czemu nie- oparłam się plecami o ciepły grzejnik na korytarzu. Znów podjęłam próbę napicia się kawy , która była sukcesem. Smakowałam kawy z mlekiem i z dwóch łyżeczek cukru. Nie lubiłam nigdy takiej kawy ,ale ona mogła chyba mi jedynie pomóc.
-Dzięki- chłopak mnie znienacka przytulił. Moje oczy zrobiły się większe ze zdumienia.
-Nie ma za co- odpowiedziałam rozbawiona sytuacją.
-To o 18 w sturbuksie…

***

Czuję się trochę rozczarowana.. Myślałam, że stać was na więcej.. ;c Przykro mi, że z odcinka na odcinek maleje liczba komentarzy, choć wiem, że nic się nie dzieje... No cóż. Mam nadzieje, że tym razem podoba wam się i mnie nie zawiedziecie. Dziękuję tym co dodali swój komentarz. 
Komentujcie!
Pozdrawiam. 
Hoodie_

Właśnie , czujemy się zawiedzione. My do was z sercem ,a z waszej strony dupa. Ale dziękuje wiernym "fanom" , którzy komentują nasze opowiadanie. Mam nadzieję ,że frekwencja się zmieni ,bo nasza praca idzie trochę na marne. Wierzę w Was ludzie ! Pozdrawiam Edith ; )

wtorek, 15 maja 2012

Rozdział 2


2.

Pełna wigoru wybiegłam z sal treningowych. Pot delikatnie mi się lał po czole. Przystanęłam na chwilę. Wyciągnęłam ze swojej skórzanej listonoszki chusteczkę higieniczną , pachnącą różami. Otarłam mokre czoło. Teraz zwolniłam swoje kroki , chciałam by ta samotność trwała jak najdłużej. Miałam zaraz się spotkać z zawodnikiem wagi ciężkiej. Czy ta walka będzie wygrana czy przegrana? Moje kroki stawały się wręcz tiptopkami. Zamiast iść dumna z siebie , z piersią na przedzie to zgarbiłam się jakbym chciała się schować. Minęłam progi szkoły. W oddali zobaczyłam srebrną terenówkę , która była wypolerowana na błysk. Była czulej traktowana chyba niż ja.
Miałam do przejścia kilka metrów , zbyt krótkich. Czułam ,że moje nogi robią się jak z waty. Dłonie zaczęły być mokre od potu , czy to normalne?
Wysiadł z samochodu uśmiechnięty. Ciekawe z czego jest taki szczęśliwy?
Byłam coraz bliżej niego. Otworzył ramiona , nie pewnie zrobiłam krok. Złapał mnie w sobie sidła. Moje serce biło szybciej.
-Już Ci przeszło?
Odwróciłam wzrok , przyglądałam się przechodzącym ludziom przez jezdnię. Wyglądali dość zabawnie omijając wielkie kałuże wywołane przez wcześniejszy deszcz. Grupka dzieci wracająca ze szkoły. Śmiejąca się , bawiąca się tym co ich otacza. Zazdrościłam ich tej beztroskości. Nie musieli brać tego całego syfu na poważnie, robili to za nich dorośli.
-Odpowiesz mi na moje pytanie?- jego ton głosu zmieniał się. Czułam tą wściekłość.
-Nie , nie przeszło mi-  powiedziałam cicho , nie chciałam by ktoś słyszał o czym rozmawiamy. Odsunął mnie od siebie na odległość ramienia. Zaczął ściskać mnie za nie. Z minuty na minutę coraz bardziej.
-Co ty powiedziałaś?
-To co słyszałeś!- podniosłam głos , miałam już serdecznie dość tej całej szopki , tego jak bardzo mnie kocha. Gdyby kochał nie traktował by mnie tak. Dłonie zaczęły mi się trząść. Spuściłam wzrok.
Słyszałam jego sapanie. Jego złość narastała.
-Przecież przeprosiłem- powiedział przez zęby. Jeden nie właściwy ruch , zdanie mogło doprowadzić do wybuchnięcie wulkanu.
-Zbyt wiele razy użyłeś tego słowa , gdy mnie skrzywdziłeś. Myślisz ,że jestem Twoją własnością?!- próbowałam zrzucić jego dłonie z moich ramion. Czułam już ból.  Skrzywiłam się z niesmakiem. Podniósł dłonią mój podbródek. Spojrzałam na niego.
-Ale ja Cię kocham Maddy…- jego głos złagodniał tak samo jak i wyraz twarzy ,ale nie na długo. Uderzyłam go w twarz. Czerwone odbicie zostało.
-Traktujesz mnie jak jakieś ścierwo , jestem wolna i mam prawo robić co mi się będzie podoba , nie zabronisz mi tego. Myślałam ,że się zmienisz od ostatniego rozstania. Myślałam , że choć trochę się zmienisz…
Ból , łzy cisnące się na oczy. Nie mogła otworzyć jednego oka. Ból ramion. Zacisnęłam usta.
-Właśnie o tym mówiłam Ryan. To jest bezsensu. Ja Cię kocham , a raczej kochałam… - wyszeptałam drżącym głosem. Prawie nie dotykalnie przejechałam po klatce piersiowej chłopaka. Kolejny coś znienacka. Upadam na mokry asfalt. Po moich czerwonych policzkach spływa kaskada gorzkich łez. Skuliłam się trzymając się za brzuch.
-Kocham Cię suko ,a Ciebie to nie rusza?! Zginiesz!- wrzasnął i zaczął mnie kopa. W myślach prosiłam o pomoc , bałam się. Moje serce waliło jak szalone. Czy ja to przeżyję. Z każdym kopnięciem ból stawał się mocniejszy. Bardziej serce mi krwawiło ,że tak można zrobić z kimś bliskim sobie.
-Ej Ty zostaw ją !- usłyszałam krzyk , męski głos. Mój chłopak na to nie zważył . Uniosłam wzrok. Wysoki chłopak z burzą loków odciągał ode mnie Ryana.  Jakby ból trochę ustąpił.
-Odczep się chłopaczku , nie Twoja sprawa- złapał chłopaka z karmelowy płaszcz.
-Mamusia Cię nie uczyła ,że nie wolno kobiet bić?- spytał dość spokojnie. Mój chłopach pchnął pod nosem , śmiejąc się z chłopaka. Był dość szczupły ,ale nie spodziewałam się po nim takiej siły. Powalił Ryana nie męcząc się prawie. Potrzepał swój płaszcz.
-Jeszcze raz Cię zobaczę jak bijesz tę damę to nie ręczę za siebie- mruknął do niego pokazując na mnie. Pomógł mi wstać i obdarował mnie uroczym uśmiechem.  Spojrzałam w jego duże zielone oczy , można było się w nich utopić.
-Nic Ci nie jest?
-Nie , dziękuję bardzo- uścisnęłam chłopaka i uciekłam płacząc.

                  
Malarstwo. Najpiękniejsza rzecz pod słońcem. Mówi wszystko co chcesz wyrazić słowami, ale nie umiesz. Pokazujesz to obrazami. Malarstwo współgra z duszą. Już jak o tym myślałam to cieszyłam się sama do siebie.  To było niezaprzeczalnie coś co kochałam. Zapach farby, dotyk struktury płótna, niesamowite obrazy pobudzające zmysły wzroku i wyobraźnia. Urzeczywistnianie marzeń i snów, choćby tylko na płótnie. Przelewanie uczuć. Coś pięknego. Moja pasja. 
Zbierając moje świeżo wyciągnięte z torby pędzle w jedność, uśmiechałam się do siebie. Czekały mnie dwie godziny sam na sam z moją podświadomością. Pracownia artystyczna to było miejsce, gdzie całkowicie mogłam się wyluzować, być sobą i zatracić nie myśląc o tym jakie wrażenie zrobię na innych. Tam cały świat miałam gdzieś. 
Właśnie grzebałam w torbie szukając ostatniego najmniejszego pędzelka pozostającego ciągle na dnie mojej otchłani, gdy ktoś mnie delikatnie dotknął. Wystraszona podskoczyłam i cicho krzyknęłam. Nie byłam przyzwyczajona do takich sytuacji. W tej szkole jeżeli ktoś mnie nie popychał na ściany, to raczej mnie nie dotykał. Do tego z wyczuciem i kobiecą delikatnością. 
Gdy podniosłam wzrok moim oczom ukazał się wysoki, może nie umięśniony, ale nie chucherko chłopak z burzą ciemno-brązowych kręconych loków. Spoglądał na mnie szklanymi, kocimi oczami z nutka, jak dobrze zauważyłam, współczucia. I uśmiechał się. Uśmiecha się do mnie ukazując perliste, równe zęby i śliczne dołeczki w policzkach. Nie powiem, byłam troszkę przerażona. Zaczełam się zastanawiać, czego on może ode mnie chcieć. 
- Wszystko w porządku?- odezwał się. Stanęłam zaskoczona, zastygłam. Czy on mówił do mnie? Czy naprawdę taki.. niezaprzeczalnie ładny chłopak się do mnie odezwał? Cofnęłam się o krok i obejrzałam. Wszyscy chodzili jakby nic się nie działo, nikt nie przystanął. Tylko nieliczni rzucali zaciekawione spojrzenie chłopakowi przede mną. Jednego byłam pewna: On mówił do mnie. 
- Mówisz  do mnie, dziwny, nieznajomy kolego?- zapytałam prostacko. Przeklejam w duchu. Gdybym była normalna, nie próbowałabym go odepchnąć. Ale normalna nie byłam. 
Chłopak uniósł obie brwi. Wyraźnie był zdziwiony. 
- E chyba, czegoś nie rozumiem.. – wydukał. Zaśmiałam się bynajmniej nie szczerze. Bardziej wrednie. Chłopcy byli nie dla mnie. Dziwaczki. Miałam nadzieję, że szybko sobie pójdzie. 
- Widzę, że myślenie nie jest twoją mocną stroną. – rzuciłam dalej szperając w torbie i ostentacyjnie ignorując chłopaka, choć miałam straszną ochotę przynajmniej jeszcze raz na niego spojrzeć. 
- Nie pamiętasz mnie? – drążył. Podniosłam wzrok delektując się tym jakże pięknym widokiem. Mój wzrok utkwił jednak nie w chłopaku, lecz w zegarku wiszącym nad jego głowa. Byłam już praktycznie spóźniona. 
- O cholera. – szepnęłam zapinając torbę. 
- Naprawdę mnie nie pamiętasz? Harry jestem. – wyciągnął w moją stronę rękę. Harry. Coś mi tam dzwoniło, ale nie wiedziałam, w którym kościele. Pewnie ten dzwon dopominał się bym sobie przypomniała, gdzie o nim słyszałam i dlaczego tak się na niego patrzą wszyscy ludzie. Zignorowałam jednak ten dźwięk. Wyminęłam chłopaka. Obróciłam się ostatni raz i wypaliłam: 
- Nie mam cię co pamiętać. Chyba nigdy się nie spotkaliśmy. Mylisz mnie z kimś. – powiedziałam i zaskoczyło. Madeleine. Teraz byłam już niemal pewna, że chłopak spotkał wcześniej Maddy. Była to oczywista oczywistość tak jak to, że niebo jest niebieskie. Tylko moja siostra mogła spotkać takiego chłopaka. Jednak nie mogłam już z nim dłużej rozmawiać, a nie przypuszczałam by powtórzyła się jeszcze okazja do spotkania. Rozłożyłam ręce. 
- Wybacz. Musze lecieć. – rzuciłam i w największym pośpiechu ruszyłam przez labirynt korytarzy, z nadzieją, że się nie spóźnię. 
Dzisiaj mimo mojego wielkiego podniecenia zajęciami, ze sztuki nie mogłam się skupić. W głowie cały czas siedział mi nieznajomy chłopak. Harry. Nie dlatego, że był przystojny, delikatny, a dlatego, że się do mnie odezwał. Normalnie jak do każdego innego. Traktował mnie na równi ze sobą. Poczułam wyrzuty sumienia za mój stosunek do niego. On był dla mnie miły, a ja jak zawsze. Westchnęłam. 
- Annabeth, jesteś z nami? Koncentracja dziewczyno, koncentracja!- upomniała mnie klaskając w ręce pani Smith. Kompletna wariatka. Artystka i wspaniała kobieta. Postanowiłam się obudzić. Jeden nieznajomy chłopak, który był dla mnie przez chwilę miły nie mógł mnie tak długo rozpraszać. Musiałam z tym skończyć, przecież i tak mieliśmy się więcej nie zobaczyć. Harry nie wyglądał na chłopaka, który studiuję malarstwo na 2 roku ASP.


Mój cichy szloch w pokoju. Zupełnie ciemnym pokoju. W tle leciało Bullet For My Valentine. W tekście było coś o mnie. Jaką jest teraz moja sytuacja. Może śpiewane do dziewczyny ,ale coś w tym jest.
There´s always something different going wrong
the path I walk is the wrong direction
there´s always someone fucking hanging on
can anybody help me make things better?*
Rozejrzałam po pokoju. Był bałagan jak nigdy. Pełno chusteczek. Rozbite jedno , drugie zdjęcie. Oparłam się o zimną ścianę. Wolałam nie wiedzieć jak wyglądam. A raczej miałam gdzieś jak wyglądam. Cały czas miałam w głowie dzisiejsze sceny. Nigdy aż tak brutalnie mnie nie potraktował. Próbowałam delikatnie otworzyć podbite oko.
-Auć – jękłam , pojedyncze łzy leciały po moich policzkach. Wycierałam je rękawem swetra.
Wstałam i chwiejnym krokiem poszłam do łazienki cudem omijając rozbite szkło.
Zrzuciłam z siebie wszystko prócz bielizny. Moje ciało pokrywały liczne sińce różnej wielkości. Niektóre powstawały ,a niektóre powolnie znikały. Przejechałam dłonią po ciele , bolało tak samo jak oko.
 Czułam się jak wrak człowieka , chociaż na zewnątrz wyglądało ,że jest dobrze to w środku toczyła się wojna o przetrwanie. Nie wiedziałam ,że tyle dla miłości będę musiała cierpieć. Choć kochałam to nie byłam szczęśliwa. Ironia losu?
Spojrzałam na siebie w lustrze. Ciemne strugi na policzkach od tuszu. Rozmazana szminka. Czerwone policzki. Wyglądem przypominałam clowna. Namoczyłam wacik preparatem do demakijażu. Zmyłam swoją twarz i było o niebo lepiej. Choć te moje podpuchnięte oczy  niszczyły trochę wszystko. Związałam swoje ciemne loki w luźnego koka. Namoczyłam kolejny wacik , ale lodowatą wodą. Ubrałam dużą zieloną koszulkę z jakiegoś festiwalu tanecznego.
-Może wreszcie posprzątam ten burel- powiedziałam sama do siebie wzdychając. Wzięłam kosz z kuchni. Zapaliłam światło w pokoju. Ukazały się śliwkowe ściany z pudrowymi napisami i postaciami. Uklękłam na panelach i zaczęłam zbierać szkło , które następnie wrzucałam do kosza. Próbowałam się nie skaleczyć ,bo by mi jeszcze tego brakowało do szczęścia. Gdy dotarłam do ramek ze zdjęciami znów moje oczy napełniły się łzami.  Wyciągnęłam fotografie  z obramowań. Przyglądałam się im.
-Jesteś już przeszłością- wyszeptałam i przerwałam je w pół.  Łzy zaczęły spływać ,ale szybko je otarłam , nie chciały przestać lecieć.
-Dlaczego ja Cię kocham Ty dupku?- wrzuciłam je do kosza. Gdy wszystko już sprzątnęłam łącznie w chusteczkami , które się walały po całym pokoju. Usiadłam w salonie i włączyłam telewizor.
Kolejne nudne programy. Mało śmieszne sitcomy. Beznadziejne seriale. Usłyszałam dzwonek swojej komórki. Zignorowałam go. Nie dawał ktoś za wygraną. Wstałam nie chętnie z kanapy i poszłam do swojej torebki. Wyświetlacz pokazał mi „Ryan ; *”. Zacisnęłam zęby. Zielona słuchawka.
-Co chcesz?
-Wysłuchaj mnie , Maddy
-Dla Ciebie Madeleine Herrera
-Posłuchaj mnie , proszę
-Nie mam ochoty straciłeś swoją szansę
-Aleee…
-Nie ma żadnych „Ale” , tylko z nami koniec. Nie zaprzątaj mi więcej głowy , żegnaj
-Maddy…
-Tylko się zbliżysz , a zadzwonię na policję
- Dobrze
-Do zobaczenia nigdy- rozłączyłam się. Rzuciłam się na łóżko zrozpaczona. Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie? Czy tak będzie dalej? Może tak musiało po prostu być?
-Nie , już nigdy się nie zakocham-wychlipałam.
Znów chusteczki walały się po pokoju. Głucha cisza obijała się po ścianach. Jedynie mój cichy szloch ją zagłuszał.


Atmosfera w domu była przytłaczająca. Nie wiedziałam co Rayan zrobił Maddy, a ona się nie chciała mi zwierzać. Jak na razie. Świeżych ran się nie rozdrapuje, a na pewno nie było to nic dobrego. Przy takim człowieku jakim był chłopak mojej siostry nie może człowieka spotkać nic wspaniałego. 
Już od godziny siedziałam przy mojej zapłakanej siostrze. Po domu walały się zużyte chusteczki higieniczne. Byłam tak samo smutna jak Maddy, którą zastałam już w takim stanie po moim powrocie do domu. Nie trudno było się domyśleć co się stało. 
Na początku wpadłam w prawdziwą furie widząc sino-czerwone oko mojej siostry. Jaki brutal mógł to zrobić? Jaki mężczyzna jest w stanie uderzyć kobietę? Żaden, co dobitnie świadczyło, że Rayan jest tylko nierozwiniętym do końca, przygłupim chłopczykiem. Nawet nie chłopcem. Gdy się troszkę uspokoiłam, przyniosłam Madeleine lód i poprosiłam by trzymała mocno pod okiem. Miałam nadzieję, że to choć trochę pomoże i nie będzie aż tak widocznego śladu. 
- A teraz powiesz mi co się stało?- zapytałam z największą czułością w głosie na jaką tylko było mnie stać. Miałam nadzieję, że w końcu się otworzy.Maddy pokiwała głową i kolejny raz wytarła nos. 
- Przyjechał po mnie jak mówił. Wcześniej przeprosił.. – wyjąkała i znów zaciągnęła się płaczem. Podałam siostrze kolejną chusteczkę i potarłam uspokajająco jej ramię. Milczałam, wiedziałam, że jak tylko Maddy się troszkę opanuje z powrotem zacznie mówić. I oczywiście miałam rację. Znałam moją siostrę na wylot. 
- Potem mała kłótnia i znów to samo. Uderzył mnie. Gdyby nie jakiś chłopak…- przerwała poprawiając trzymany pod okiem lód. 
- Drań! – powiedziałam w miarę spokojnie, nie chciałam bardziej denerwować Maddy i tak już była na skraju wytrzymałości. Dziewczyna zaszlochała. Przytuliłam ją mocno. 
- Spokojnie, spokojnie. To już koniec. Ja mu na nic więcej już nie pozwolę.. – pocieszałam siostrę jak tylko mogłam. Chwilę później Maddy otarła ostatnie łzy i wpatrywała się we mnie z dozą wdzięczności. Uścisnęłam jej rękę. 
- A co to za tajemniczy chłopak cię uratował, przed tym..- urwałam nie chciałam nic złego mówić o Rayanie, choć miałam na to wielką ochotę. Wiedziałam, że nie byłoby to fair w stosunku do siostry. Przecież jeszcze niedawno go kochała. 
- Nie wiem. Przystojny, kręcone włosy i śliczne zielone oczy.. 
- Harry. – stwierdziła. Siostra posłała mi pytające spojrzenie. – Dzisiaj mnie z tobą pomylił. 
I już nic więcej nie dodałam. Sprawa była skończona, a wszystko ułożyło się w logiczną całość.


* Bullet For My Valentine - Tears Don't Fall


*** 
Mamy już drugi rozdział. Akcja się powoli rozkręca. Powiem prosto z mostu. Nie będziemy dodawać zdjęć bohaterów ,bo wasza wyobraźnia ma działać. Mam nadzieję ,że wam też się spodoba  odcinek. Czekam na rezultaty. Pozdrawiam Edith


Popieram Edith. Postacie są całkowicie fikcyjne, więc każda z was może je sobie inaczej wyobrazić, czy nie na tym polega książka? 
Co do odcinka mam nadzieję, że jest oky. Wiadomo to dopiero początki, ale chyba nie jest źle, co? I jest jakiś wątek One Direction.
Mam nadzieje, że zmobilizuje was to do komentowania. Nawet jak jest coś nie tak, to piszcie. Nie powstrzymujcie się. Dziękuje za poprzednie komentarze i proszę o więcej!
Pozdrawiam.!
H.