poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział 4


4.

Stanęłam zmachana przed „Starbucksem”. Za mną przystanęła moja siostra, opierając się o moje ramię. Wzięłam głęboki oddech i poprawiłam włosy przeglądając się w szybie.
- Jak ja mogłam się dać na to namówić. –mruknęłam.
- Kochasz mnie. – uśmiechnęła się Maddy. Odpowiedziałam jej uśmiechem i pokręciłam głową. Cały czas miałam w głowie, że  to nie jest dobry pomysł. Ale o wahaniu nawet nie było mowy. Maddy skutecznie ciągnęła mnie za rękę.
Byłyśmy już ostro spóźnione. Weszłam pod niejakim przymusem do kawiarni z już całkiem spokojnym oddechem. Zadarłam wysoko głowę, kiedy Maddy rozglądała się jak zwykle z niejaką gracją po pomieszczeniu szukając naszego celu. Między nami był taki kontrast. Ona dziewczęca dorastając kobieta, miła, dobrze wychowana, poruszająca się z gracja przez zamiłowanie do tańca, a ja? Jakiś podlotek ciężko kroczący, z włosami w ciągłym nieładzie.
Zostałam gwałtownie pociągnięta do przodu, a potem raptownie rzucona na siedzenie. Nie do końca wiedziałam co się dzieje, ale wystarczyło porozglądać się na boki, by zorientować się, że siedzę w gronie One Direction. Do tego dostałam chyba najgorsze miejsce jakie było możliwe. Na samym skraju. Z drugiej strony miałam intrygującą postać Harrego uśmiechającego się do mnie milutko. Mimowolnie się skrzywiłam.
Gdy ja przezywałam to spotkanie w cierpieniu i niemym błaganiu Boga o pomoc, moja siostra znakomicie odnajdowała się w towarzystwie i szczebiotała z Liamem, koło którego usiadła oraz z całą resztą jak ze starymi znajomymi.
- Znów się spotykamy. – zagaił Harry. Posłałam mu mordercze spojrzenie dobitnie wyrażające, że nie mam ochoty tu być.
- No co ty?- zapytałam sarkastycznie splatając ręce.
- No przestań już. Dałaś się przecież wyciągnąć na kawę. – poklepał mnie po ramieniu. Gwałtownie się odsunęłam o mało co nie spadając  z kanapy.
- Nie tobie. Mojej siostrze, która bardzo nalegała. – burknęłam. Harry nie odzywał się do mnie przez najbliższe piętnaście minut i szczerze zaczynało mi się nudzić. Dopadły mnie też niejako wyrzuty sumienia, że tak z nim postąpiłam. Przecież to miała być tylko krótka, nic nie znacząca pogawędka. Dlaczego ja wszystkich tak odstraszałam? Harry chciał być tylko dla mnie miły, a ja sobie wyobrażałam niewiadomo co.
Odwróciłam się do chłopaka z najmilszym uśmiechem na jaki mnie stać i zagadałam.
- Co wy właściwe robicie u nas na uczeni?
Moja siostra posłała mi uśmiech.  Wiedziała, że ciężko mi się zawiera nowe znajomości. Harry obrócił się do mnie zdziwiony. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczyma, zapewne już spisał mnie na straty, a tu takie zaskoczenie.
- Prowadzimy przez tydzień wykłady. Jest to trochę dziwne, ponieważ na ostatnim roku większość naszych uczniów jest od nas starszych, ale staramy się. A ty studiujesz… malarstwo, tak?
- Czemu tak myślisz?- zapytałam. Czy znów miałam farbę na włosach?
- Jak się pierwszy raz spotkaliśmy wyciągałaś farby. – powiedział Harry. Zaśmiałam się. Czy ja się naprawdę zaśmiałam? Matko, co on ze mną robi? Jednakże miło mi się zrobiło, że taki chłopak jak on zapamiętał taką nic nie znaczącą czynność.
Nawet nie zauważyłam jak minęło kilka godzin. Na zewnątrz powoli zachodziło słonce. Harry był naprawdę przyjemnym rozmówcą, szczególnie gdy nie parskałam na niego co chwilę jak niezadowolona kotka. On chyba też czuł się swobodnie. Miałam nadzieję, jednak, że nie wyrobi sobie o mnie dobrego zdania. Lepiej było, gdyby sądził, ze jestem wredna.
Wyszłam z kawiarni zaróżowiona i we wspaniałym nastroju. Maddy poklepała mnie po plecach.
- I co nie było tak źle? – zapytała ruszając brwiami. Uśmiechnęłam się właściwie sama do siebie.
- Nie. Było nawet całkiem.. przyjemnie. Ale to nigdy więcej się nie powtórzy. – zastrzegłam.
- Czemu? Przecież ci się podobało. A Harry chyba cię lubi. Daj mu szanse.
Pokręciłam smutno głową.
- Nie, Maddy. Nie otworze się. Jeszcze nie teraz. Nie jestem gotowa na nowości. Znasz mnie.
- I co będziesz daje siedzieć w taj swoje „ ciemni”? Dlaczego kogoś do siebie nie dopuścisz? Miłość jest piękna.
- I mówi to dziewczyna, która była z tyranem.- warknęłam. Kochałam Maddy, ale nie miała prawa mnie oceniać. To było moje życie.
- Ale przynajmniej jej doświadczyłam, a ty? No właśnie.
Przez chwilę patrzyłam na oddalające się plecy mojej ukochanej siostry. Zapewne miała dużo racji, jak zawsze. Ale nie mogłam sobie jeszcze z tym poradzić. Tak strasznie się bałam upokorzenia i nie akceptacji. To jeszcze nie był ten moment. Nikt mnie nie rozumiał, a ja czekałam właśnie na zrozumienie, pogodzona z tym, że to nigdy nie nastąpi.


- Spadaj, idioto! – warknęłam do szturchającego mnie Matta Parkera, który zaczął się perfidnie śmiać.
- Chyba księżniczka wstała dziś lewą nogą.- zadrwił. Za jego placami odezwał się chórek, wszyscy jak zwykle roześmiani z mało inteligentnych żartów swojego przywódcy.
- Księżniczka, nie może oddychać jednym powietrzem z plebsem, więc odejdźcie. – rzuciłam nie przejmując się jego natrętnymi spojrzeniami.
- Cześć, Ann.- usłyszałam za sobą. Obróciłam się i stanęłam oko w oko z przystojnym mulatem, którego poznałam wczoraj wieczorem.
- Co robisz w tej części uniwersytetu, Zayn.?- zapytałam usiłując się pozbyć mojego drwiącego tonu. Chyba jednak do końca mi się nie udało.
- Zayn, nie gadaj z nią, chłopie. To świruska. – ostrzegł go Mat. Po części zapewne miał rację, ale ja byłam zwolenniczką oceniania zachowania, czynów, a nie prze plotki. Miałam ochotę mu przywalić. Nie pierwszy raz zresztą. Chciałam, żeby Zayn sam się przekonał o tym jaka jestem, niż miałby słuchać plotek, nawet jeśli nie są plotkami.
- Nie jestem żadnym pańszczyźnianym chłopem. I to ja stwierdzę, kto jest większym dziwakiem. Ona, czy ty. – odpowiedział Zayn. Z triumfującym uśmiechem patrzyłam jak Mat i cała jego świta podkulają ogony.
- No, więc? Co tutaj robisz? – zapytałam ponownie.
- Mam pytanie. Wybieramy się z chłopakami na kręgle. Nie chciałabyś..
- Nie. – przerwałam mu.
- Ale jeszcze nie skończyłem.! – zaprotestował.
- To nie ma znaczenia. Nigdzie już z wami nie pójdę. Nie wchodzę dwa razy do tej samej rzeki. – powiedziałam rozkładając ręce. Za niecały tydzień chłopcy mieli skończyć praktyki i powrócić do normalnego, dla nich życia gwiazd. A ja naprawdę nie chciałam się przywiązywać. Byłam osobą stałą w uczuciach przez co każde przywiązanie, kończące się rozłąka, rozstaniem było dla mnie bolesne. Nie byłam masochistką. Wolałam nie utrzymywać bliskich kontaktów, nawet przyjacielskich z nikim, kto mógłby mnie zranić. Wolałam już pustkę i samotność, przez którą też niestety czasem krwawiłam wewnątrz, ale przynajmniej się przyzwyczaiłam. Moją dewizą było „ krwawię, cicho żyjąc”* i na razie to się miało nie zmienić.
-To co ja mam Harremu powiedzieć?- uniósł się Zayn. Popatrzyłam na niego z politowaniem przechylając głowę.
- A co do tego ma Harry?
- Ee.. Będzie smutny. – bardziej zapytał niż stwierdził Zayn. Po chwili dodał. – Bardzo mu zależało, żebyś szła.
- To dlaczego ty tu stoisz?- zapytałam prowokująco i odeszłam zostawiając Zayna z otwartymi ustami.
Nie lubiłam takich sytuacji, aluzji, nagabywania. Musiałam przeżyć jeszcze tydzień  z One Direction „za placami”, a potem już miałam z górki. Ostatecznie mogłam ich nigdy więcej nie spotkać, choć mieszkaliśmy w jednym mieście. Londyn to duże miasto.

* „Sala samobójców”

Ciemność , wielka ciemność z promykami sztucznego słońca. Co ta tutaj robię? Biegam , samotnie. Krótki trucht z domu do parku. Uwielbiam go nocą. Nuty płyną niewidzialną rzeką do uszu spragnionych dźwięków. Włosy związane w zabawnego koka z pomocą wsuwek. Spoglądałam co chwilę na wyświetlacz swojego telefonu. Spóźniała się już kilkadziesiąt minut. Było to do niej nie podobne. Zaparłam się dłońmi o korę drzewa wykonują skłon kręgosłupa i głowy. Powtórzyłam to kilka razy. Krążenia biodrami. Głośne łapanie powietrza.
-Przepraszam za spóźnienie – powiedziała ciemno włosa pół tonem.
-Nic się nie stało Danielle , rozgrzałam się trochę
-Zagadałam się trochę z Liamem- jej poliki zrobiły się bardziej czerwone niż przez wiejący zimny wiatr.
-Nic się nie stało- powtórzyłam z uśmiechem. Przytuliła mnie mocno do siebie. Niby szczęśliwa ,ale coś mnie niepokoiło w jej oczach. Ruszyłyśmy piaskową  ubitą dróżką w ciszy. Wyciągnęłam słuchawki z uszu i schowałam je do czarnych spodni dresowych. Ta cisza zaczęła mnie przytłaczać. Coś się musiało stać. Umiałam to odczytać , nawet bardzo dobrze. Zatrzymałam się i stanęłam z nią twarzą w twarz. Złapałam ją dłońmi za ramiona i spojrzałam w oczy. Zobaczyłam w nich smutek , strach.
-Co się stało?- spytała , czy ona myśli ,że jestem głupia? Popatrzyłam na nią zaciskając usta w podkówkę.
-Ty się mnie pytasz , co się stało? To ja się Ciebie powinnam o to zapytać. Widzę ,że jest coś nie tak Danielle – powiedziałam spokojnie , ona westchnęła. Do jej oczu zaczęły napływać oczy. Moje usta delikatnie się otworzyły. Po jej policzkach muśniętych słońcem spłynęły duże ,słone łzy.
-Ja wyjeżdżam , wyjeżdżam do Japonii. Na kontrakt…Nie wiem na ile- wyszeptała cicho ocierając łzy.
-Jak to? Zostawiasz tutaj wszystko i wyjeżdżasz?
-To najlepsza propozycja jaką mogłam dostać – odpowiedziała z bólem.
 Czy to było jedyne wyjście? Każdy z nas chce się rozwijać ,ale takim kosztem? Widziałam każdy jej ruch. Znałam ją doskonale. Nie chciała wyjeżdżać ,ale to dla niej szansa. Może zaryzykować i dać się ponieść ,a może szczęście dopisze?
-Zostawisz Liama?
-Kocham go ,ale nie chcę stać w jednym miejscu , Maddy. Ja , ja…nie wiem jak mam mu to powiedzieć- było słychać ,że jej się głos załamuje. Zrobiło mi się jej szkoda. Przytuliłam ją , potrzebowała wsparcia. Głaskałam ją delikatnie po głowie. Jej łzy moczyły mój fioletowy polar. Nie przeszkadzało mi to.
-Liam jest świetnym chłopakiem i na pewno Cię zrozumie. Musisz tylko z nim szczerze porozmawiać
-A jak ja go zranię?
-Będziesz go ranić tym ,że tutaj jesteś nieszczęśliwa- oznajmiłam. Zapała cisza , nie to nie była niezręczna cisza , to była kojąca cisza. Jej serce biło jak szalone. Nie mogło się zatrzymać.
-Tak myślisz?
-Danielle ,ale jak on Cię kocha to poczeka- stwierdziłam i posłałam jej ciepły uśmiech , który odwzajemniła.
Zawsze zastanawiało mnie jak można rzucić wszystko i wyjechać. Dziewczyna , która ma wszystko ,a wyjeżdża ,bo jest lepsza propozycja. Może ona popełnia wielki błąd za ,który będzie słono płacić? To jej życie , ona o nim decyduje. Moim zadaniem jest ją tylko wspierać w tych trudnych chwilach. Warto?
***

Dziękuję za tak dużą liczbę komentarzy.. ; )) Mam nadzieje, że to się nie zmieni.. Powoli wchodzimy w jako taką akcję, więc liczę, że będzie wam się podobać...
No to ode mnie chyba tyle.. 
Jeszcze raz dziękuję.; **
Hoodie_


Teraz to mi się podoba dziewczyny , byle tak dalej ,a spełnicie moje marzenie i obietnicę złożoną Hoodie ; )
Pozdrawiam Edith ; )

niedziela, 20 maja 2012

Rozdział 3


3.
Kolejny raz porzuciłam myśli o mojej siostrze, które całą noc zaprzątały mi myśli. Była dorosłą dziewczynką i umiała sobie radzić. Ja nie mogłam  nic za nią zrobić. Mogłam ją tylko wspierać. Przystanęłam w połowie drogi i wpatrywałam się w moją ulubioną wystawę. Pociągnęłam za klamkę. Zamknięte. Zdenerwowałam się. Już od kilku dni chciałam sobie kupić nowe pędzle, ale nie miałam czasu, a gdy go troszkę wyłuskałam to okazało się, że jest zamknięte. Tupnęłam nogą jak rozkapryszona królewna, i żeby sobie wynagrodzić niepowodzenie weszłam do sklepu obok. Z uśmiechem na ustach wyszłam z torbą cukierków czekoladowych i skierowałam się w stronę uniwersytetu. Do zajęć pozostała jeszcze godzina, za mało by wracać do domu, a pogoda nie nastrajała do spacerów. Postanowiłam iść i poczekać w zawsze otwartym dla każdego szkolnym amfiteatrze.

Weszłam do wielkiego gmachu, a potem znalazłam sale amfiteatru. Na drzwiach wisiał plan zajęć w amfiteatrze. Z rozpiski wynikało, że odbywają się tam zajęcia dodatkowe z muzyki i ruchu scenicznego z gościem specjalnym.
  Kilka rzędów ciągnących się wzdłuż pomieszczenia, wielka scena i zapach mało już świeżego płótna to był cały amfiteatr. Miejsce, gdzie odbywały się zajęcia teatralne i czasami muzyczne.
Weszłam cicho do Sali i chciałam niepostrzeżenie wślizgnąć się w ostatni rząd siedzeń, by nikomu nie przeszkadzać. Jak zwykle jednak wyszło wszystko na opak.  Stare, ciężkie drzwi na sprężynie miały własne plany i zamknęły się w głośnym trzaskiem. Wszystkie głowy obróciły się w moim kierunku. Łącznie w wykładowczynią, zwariowaną kobietą, którą dobrze znałam z naszej współpracy, gdy malowałam scenografie do ich przedstawień. Wiele z ludzi było na mnie naprawdę złych za przerwanie ich lekcji. Jednak nie to mnie najbardziej wytrąciło z równowagi. Na scenie jak zastygły, marmurowy posąg stał z otwartymi ustami Harry w otoczeniu czterech innych przystojniaków.
Wśliznęłam się na wolne siedzenie i zjechałam by być jak najmniej widoczną. Jednak długo nie wytrzymałam, ciekawość wzięła górę i zaczęłam się dokładnie przyglądać scenie. Z obrazu przede mną wynikało, że Harry wcale nie był studentem. Ewidentnie to on dzisiaj wygłaszał lekcję.
Cała piątaka miała coś do powiedzenia. Byli fantastyczni, a ja? Ja czułam się tą całą sytuacją zażenowana. Szczególnie, gdy  co jakiś czas łapałam Harrego spoglądającego w moją stronę. Zwykle w tej sytuacji odwracałam wzrok i wpatrywałam się, albo w panią Corrigan, albo w któregoś z jego kolegów. Musiał wiedzieć, że jest dla mnie całkowice obojętny. Bo był. Przecież go nie znałam. Nie mogłam do każdego, kto okazał mi choć trochę delikatności przywiązywać się jak do psa. To było przecież tylko jednorazowe spotkanie.
- Kolejna fanka One Direction?- usłyszałam głos obok siebie. Obróciłam się do mojego rozmówcy, który nawet nie wiedziałam kiedy zjawił się po mojej lewicy, byłam tak zafrasowana lekcją Harrego.
- Odwal się , Matt. – powiedziałam. Musiałam jednak przyznać, że mój wróg mnie oświecił. One Direction. Przecież o nich słyszałam. Nie byłam jakąś napaloną fanką, w ogóle nie byłam fanka, ale mieszkałam w Londynie, więc trudno było o nich nie słyszeć.
- I tak u nich nie masz szans, dziwaczko. – dogryzał mi Matt. Nie miałam pojęcia po co przyszedł tu ten nad wyraz uzdolniony we wszystkich kierunkach osioł, ale miałam ochotę mu mocno przywalić. Mogłam też się odgryźć, ale naprawdę nie miałam na to ani siły, ani nie sprawiło by mi to teraz większej przyjemności. Nie chciałam też robić większych scen.
- Idź sobie stąd. – syknęłam. Rzuciłam mu pogardliwe spojrzenie.
- Jak sobie życzysz, królowo lodu. – odparł pogardliwie.
Odetchnęłam z ulgą, gdy tylko zniknął. Czyli jednak Harry był gościem. Razem z przystojną czwórką. Jak ja mogłam się nie domyśleć? Normalnie. Nie słuchałam popularnej muzyki, wolałam niszową. Z drugiej strony chłopcy wzbudzali szacunek nawet wykładowczyni, która słuchając ich  cały czas kiwała bądź kręciła głową.
Spojrzałam na zegarek. Zostało mi piętnaście minut. Musiałam się zbierać. Podniosłam się cicho i ruszyłam w stronę wyjścia tym razem nie robiąc hałasu. Jednak nawet to nie pomogło.
- Annabeth! – usłyszałam za sobą. Zacisnęłam pięści i obróciłam się z jakim takim, nieszczerym uśmiechem. – Podejdź no tu!
- Słucham, pani profesor. – powiedziałam podchodząc do nawiedzonej wykładowczyni obwieszonej mnóstwem korali, co było wręcz komiczne. Poczułam na sobie wzrok całej piątki przez co musiałam zwalczyć moje odruchy swędzenia.
- Na maj przygotowujemy „ Sen nocy letniej” potrzebujemy scenografii. Czy nie mogłabyś? Oczywiście, otrzymasz pomoc. – dopowiedziała szybko gdy mimowolnie się skrzywiłam. Czy ja byłam jakimś zakładem socjalnym.?
- Oczywiście, pani profesor. Będę zaszczycona. – odpowiedziałam pochmurnie, ale co miałam zrobić? Profesorom się nie odmawia. Poza tym kochałam malować i bawienie się w scenografa mogło być świetną zabawą. Omijając oczywiście te wątki z wykorzystywaniem uczniów za darmo.
- Świetnie! – Klasnęła w ręce zachwycona nauczycielka. Wymusiłam uśmiech. I po prostu odeszłam.
- Przyjdę do pani. Później. – powiedziałam obracając się na pięcie i spoglądając na zespół.
Już prawie byłam przy drzwiach, gdy dopadł mnie w dwóch skokach Harry i stanął przede mną.
- Czyli Annabeth?- zapytał szczerząc się. – I dalej mnie na pamiętasz?
- Nie mam czego pamiętać. Pomyliłeś mnie z moją siostrą, jasne? – rzuciłam i chciałam go ominąć.
- Możliwe, tamta była jakaś milsza. – przytaknął znów przeszkadzając mi i zagradzając drogę do upragnionej wolności.
- To czemu tu jeszcze stoisz?- wymruczałam biorąc się za rękoczyny i lekko przesuwając chłopaka.
- Umów się ze mną na kawę? Z chłopakami. – drążył. Machnął ręką w kierunku wpatrujących się w nas chłopców. Czy on nigdy nie miał dość. Co jeszcze miałam powiedzieć, jakim tonem.?
- Nie. – odrzekłam uśmiechając się sztucznie.
- Ale czemu? – zapytał rozkładając ręce. Tak, taka wielka gwiazda nie była przyzwyczajona na odmowy.
- Nie umawiam się z chłopakami spotkanymi przypadkowo. – odpowiedziałam wymijając go.
- To z kim się umawiasz?
Miałam już go dość. To już było nagabywanie. Miałam ochotę wybuchnąć szyderczym śmiechem. Opanowałam się w ostatniej chwili i przewróciłam oczami. Przybrałam swoją zwykłą chłodną i niedostępną maskę.
- Z nikim. – odpowiedziałam i ruszyłam do wyjścia. Chłopak chwilę stał osłupiony. Było mi głupio, ale to był najlepszy sposób. Nie chciałam umawiać się z chłopakami.  Żaden nie był w stanie mnie zrozumieć. Patrzyli tylko na moja ładną buzię, a gdy okazywało się, że nie jestem osobą reprezentacyjną, i że nie da się ze mnie wydobyć głębszych uczuć sprawiali mi ból. Nie chciałam do tego dopuścić. Lepiej było zapobiegać i nie zakochiwać się wcale. A najlepiej nikogo do siebie nie dopuszczać. Unikaliśmy oboje upokorzenia. Ja, bo rzucił mnie chłopak, on, bo zawsze okazywało się, że moja wrogość to nie jest sposób na podryw.
-Ale.. – zaprotestował chłopak. Uśmiechnęłam się sama do siebie, czego on już nie mógł zobaczyć i pomachałam mu przez ramię.
Nie chciałam go w żadnym wypadku. Nie nadawałam się do randkowania z gwiazdą, ale musiałam przyznać, ze pochlebiało mi jego zachowanie. Czułam się jakoś inna. Z jednej strony, nie chciałam go już więcej spotkać, a z drugiej.. całkowicie mnie intrygował.

Nie miałam ochoty iść na zajęcia. Mój stan psychiczny nie był na tyle dobry. Musiałabym zamaskować limo , które przez noc stało się fioletowe. Zarazem nie chciałam opuszczać ruchu scenicznego. Musiałam wybrać.
Duża ilość fluidu , pudru i cieni pomogła mi przywrócić twarz do normalnego wyglądu. Ukryło nie doskonałości. Trochę odświeżyło zmęczoną buzię. Po ustach przejechałam pomadką ochronną ,a suche dłonie nakremowałam.
Wyłożyłam do torebki półtoralitrową wodę , drugie śniadanie ,a raczej lunch. W domu znów cisza , przytłaczająca cisza. Annabeth pewnie siedzi już na uczelni. Lubiła pójść wcześniej by się czymś natchnąć przed zajęciami. Kreatywna osoba z wielką wyobraźnią , w tym byłyśmy podobne. Każda w swojej dziedzinie dawał z siebie wszystko.
Legginsy w kolorowe kwiaty , biały podkoszulek a na to pocięta miętowa koszulka na długi rękaw oraz białe trampki. Przeciwdeszczówka na grzbiet. W tą ponurą wiosnę chciałam choć trochę ożywić to co mnie otacza i mogło napoić mnie dobrym nastrojem. Nie umiałam być smutna , wszystko się we mnie siedziało co najgorsze. Chyba ,że uszło to z wczorajszym płaczem. Na pewno nadejdą te krytyczne momenty. Ja na razie mogę się cieszyć życiem i iść z uśmiechem przez nie.
Wsiadłam do swojego czarnego volvo. Przebijałam się przez zawsze zatłoczone ulice Londynu. Deszcz znów pada. Taki już urok tego miejsca. Przyzwyczaiłam się przez te dwadzieścia lat życia. Zawsze lubiłam obserwować jak miasto tętniło życiem. Ludzie uciekali przed kroplami zanieczyszczonej wody , które spadały z chmur. Chowali się gdzie tylko mogli. Nerwowo stukałam palcami o kierownicę. W radiu leciały same najnowsze hity. Miałam coraz mniej czasu.
-No ruszcie się!- krzyknęłam głośno ,lecz nie było to dla nikogo słyszalne. Może jedynie moje gesty złości mogły być widzialne. Aż wreszcie się ruszył ten korek. Przejechałam kilka ulic. Stanęłam na parkingu. Miałam pięć minut do zajęć. Biegiem mknęłam po korytarzach uniwersytetu. Z amfiteatru , gdzie miałam zacząć zajęcia zobaczyłam swoją siostrę.
-Witam Cię słoneczko- przytuliłam szatynkę do siebie obdarowując ją ciepłym uśmiechem.
-Cześć Maddy. Już lepiej?- spytała przejeżdżając swoją zimną dłonią po moim policzku. Tak jakby zignorowałam jej pytanie.
-Tona tapety , którą można szpachlą ściągać , kawałek białej czekolady i jazda- wyliczając na palcach.
-No tak , optymistka- wystawiła język w moją stronę.
-Pogadamy później. Mam teraz ruch sceniczny- ucałowałam  jej policzek.
-Powodzenia- puściła mi oczko , a ja weszłam do Sali. Położyłam swoje rzeczy na widowni. Przebrałam się w dres. Było widać mi pojedyncze sińce na ramionach. Napiłam się wody by nawilżyć gardło. Na scenie stało już kilka osób , dołączyłam do nich. Zaczęliśmy rozmawiać ,bo nie było jeszcze całej grupy oraz profesora. Nie było mnie pół dnia na zajęciach ,a dowiaduję się o nowościach. Mam mieć przez tydzień warsztaty z gościem specjalnym. Byłam tym zdziwiona ,ale i się w sumie cieszę ,że ktoś ma ochotę nauczyć coś nowego młodych ludzi , dać dobre wskazówki. W ciągu kilku minut moja trzydziestoosobowa grupa była w komplecie.
Pięciu chłopaków. Przystojnych, Farbowany blondyn. Ciemny szatyn. Ciemny blondyn w padający w jasny brąz. Brunet. Atramentowy brunet.
Rozpoczęliśmy od dość lekkiej rozgrzewki jak dla mnie. Widziałam po niektórych ,że są już zmachani. Bawiło mnie to ,ale takie życie. Cała piątka się rozdzieliła. Obok mnie ustawił się lokowaty.
-Chyba się skądś znamy- usłyszałam szept obok siebie. Spojrzałam na chłopaka. Przyjrzałam mu się. Tak. To ten chłopak , który mi wczoraj pomógł i nawet opowiadała mi o nim Annabeth.
-Tak , raczej tak- przytaknęłam z uśmiechem.
-Harry- wyciągnął dłoń w moją stronę. Uścisnęłam ją delikatnie.
-Madeleine ,ale mówią mi Maddy- przedstawiłam się grzecznie. Harry miał już coś powiedzieć ,ale kolega o ciemno blond włosach mu przerwał. Kogoś mi przypominał , może później mnie oświeci. Byłam ciekawa jak poprowadzą zajęcia. Pokazywali nam ćwiczenia na połączenie mówienia tekstu z ruchem. Zajęcia się trochę przeradzają w zajęcia głosowe , dla mnie to lepiej też , nie byłam w tym najlepsza. Dziwiło mnie ,że mam lepszą kondycję o gości specjalnych. Bawiłam się świetnie. Szybko zleciały mnie mi dwie godziny warsztatów.
Położyłam się na zimną podłogę. Chłód przyjemnie otulał moje ciało. Przymknęłam powieki na chwilę. Delikatnie szczypało. Wszyscy powoli się rozchodzili. Rozmowy studentów zaczęły być nie wyraźne i stłumione. Wolno się podnosiłam. Ściągnęłam adidasy i szłam boso po widowni. Stanęłam przy swoich rzeczach. Rozejrzałam się , ani jednej żywej duszy na Sali. Delikatnie zaczęłam się wycierać. Odświeżyłam się. Poprawiłam swój kryjący makijaż. Przebrałam się ze swojego dresu. Spryskałam się perfumami. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Maddy?- usłyszałam za sobą. Serce podeszło mi do gardła. Odwróciłam się gwałtownie. Przecież nikogo nie było tutaj. Zobaczyłam chłopaka z brązowymi tęczówkami , gdzie tańczyły rozbawione iskierki. Wyprostowane włosy. Czarujący uśmiech. Zakryłam dłonią usta.
- Pamiętasz mnie?- spytał chłopak. Skinęłam na „Tak”. Badałam każdy centymetr jego twarzy wzrokiem. Szukając odpowiedzi na swoje pytanie. Skąd ja go znam? I nagle mnie oświeciło. Poznałam go rok temu na urodzinach Danielle. Miał wcześniej na głowie burzę loczków. Wyglądał wtedy tak niewinnie.
-Liam? Ten od Danielle
-Nie wiedziałem ,że studiujesz aktorstwo
-Nie wiedziałam ,że jesteś sławny- zmałpowałam nieśmiało uśmiechając się do szatyna. Jego policzki oblał rumieniec. Zachichotałam pod nosem
-To dziwne ,ale prawdziwe- dodałam po chwili. Przypomniało mi się jak się poznaliśmy. Trochę niezręczna sytuacja
Zatłoczony klub tętniący muzyką. Upał choć zima na dworze. Drink za drinkiem. Wysokie obcasy. Bandażowana sukienka. Znałam tylko pojedyncze osoby , reszta całkowicie nieznana. Podeszła do mnie jubilatka trzymając za rękę dość przystojnego szatyna.
-To jest właśnie Maddy o , której Ci opowiadałam- odezwała się próbując przebić się przez hałas.
-Liam- wyciągnął dłoń.
-Madeleine Herrera- ujął moją dłoń i ją ucałował. Gentelman.
-Meksykanka?
-Brytyjka- uśmiechnęłam się dumnie.
Wyciągnęłam wodę z torebki. Odkręciłam korek i napiłam się łapczywie pragnąć ugasić pragnienie i ból gardła.
-Byłaś niesamowita na zajęciach- przerwał ciszę Liam. Machnęłam ręką śmiejąc się.
-Taniec mnie tak wyrobił- dopowiedziałam.  Wrzuciłam do swojej buzi miętową gumę. Pakowałam swoje rzeczy do torebki i opadłam na czerwone krzesło obite zamszem. Podciągnęłam nogi do góry. Nie widziałam czemu nie lubiłam siedzieć jakoś normalnie tylko po turecku czy z nogami ustawionymi na równi z tłowiem Poklepałam miejsce obok siebie i po chwili chłopak już siedziało obok mnie tocząc dalszą dyskusję. Podkuliłam nogi pod pupę i usiadłam do niego przodem. Nagle zaczęły ze sceny dochodzić hałasy.
-Liam nie bajeruj tam dziewczyny!
-Liam , Ty masz Danielle , ja się koleżanką mogę zająć- takie okrzyki było słychać w naszą stronę. Zabawne. Chłopak się zawstydził ,ale nie miał ku temu powodów. Czyżby byli zazdrośni? Po chwili zjawiła się pozostała czwórka. Czekaj jak oni się nazywali…One… One Direction.
Rozkoszowałam się smakiem swojej sałatki owocowej ,którą sobie przygotowałam. Banany, jabłka, kiwi i winogron. Orzeźwiło mnie trochę. Już widziałam jak każdy z tej piątki chłopaków na mnie patrzył. Jakby mnie widzieli. Najbardziej ten Harry mi się przyglądał , jakby szukał jakieś „rysy” na moim nie skażonym wyglądzie czy może duszy? Tak , Liam. Jego ciemne tęczówki pochłaniały moje jasne. Widziałam go zaledwie kilka razy , z dwa , może trzy razy rozmawialiśmy. Było coś co biło od niego. Ciepło? Można tak to nazwać. Reszta zespołu , fajne chłopaki. Louis , chyba wiecznie robiący jakieś zamieszanie , byle by mówiono. Zayn , dość nieśmiały ,ale i uroczy , świetnie rysuje. Niall , słodki blondynek z gitarą na plecach.
Byłam znużona kolejnymi wykładami. Kocham teatr tak samo jak taniec ,ale jak można zachwycać się głębią koloru czarnych kotar? Bardziej bym podejrzewała to na malarstwie ,ale tutaj. Są one ważne ,ale po co rozmawiać o takich bzdetach jak można działać? W dłoni kolejna kawa z automatu. Białawy dymek wiruje nad napojem.
-Maaaddyy- usłyszałam tuż za sobą czyjś jakby przesłodzony głos. Odwróciłam się bokiem do swojego rozmówcy. Szeroki uśmiech , spodnie opuszczone w kroku. Dmuchnęłam kilka razy na ciecz , mały łyk i skrzywienie. Jeszcze za gorąca.
-Słucham Cię Harry
-Nie masz ochoty na kawę ? Wieczorem? Ty , ja z chłopakami i może Twoja siostra- zaproponował z nadzieją w głosie ,którą znam. Na pewno Annabeth mu odmówiła. Z jego oczu mogłam to wyczytać. Pokręciłam zabawnie nosem delikatnie go marszcząc.
-Jasne , czemu nie- oparłam się plecami o ciepły grzejnik na korytarzu. Znów podjęłam próbę napicia się kawy , która była sukcesem. Smakowałam kawy z mlekiem i z dwóch łyżeczek cukru. Nie lubiłam nigdy takiej kawy ,ale ona mogła chyba mi jedynie pomóc.
-Dzięki- chłopak mnie znienacka przytulił. Moje oczy zrobiły się większe ze zdumienia.
-Nie ma za co- odpowiedziałam rozbawiona sytuacją.
-To o 18 w sturbuksie…

***

Czuję się trochę rozczarowana.. Myślałam, że stać was na więcej.. ;c Przykro mi, że z odcinka na odcinek maleje liczba komentarzy, choć wiem, że nic się nie dzieje... No cóż. Mam nadzieje, że tym razem podoba wam się i mnie nie zawiedziecie. Dziękuję tym co dodali swój komentarz. 
Komentujcie!
Pozdrawiam. 
Hoodie_

Właśnie , czujemy się zawiedzione. My do was z sercem ,a z waszej strony dupa. Ale dziękuje wiernym "fanom" , którzy komentują nasze opowiadanie. Mam nadzieję ,że frekwencja się zmieni ,bo nasza praca idzie trochę na marne. Wierzę w Was ludzie ! Pozdrawiam Edith ; )

wtorek, 15 maja 2012

Rozdział 2


2.

Pełna wigoru wybiegłam z sal treningowych. Pot delikatnie mi się lał po czole. Przystanęłam na chwilę. Wyciągnęłam ze swojej skórzanej listonoszki chusteczkę higieniczną , pachnącą różami. Otarłam mokre czoło. Teraz zwolniłam swoje kroki , chciałam by ta samotność trwała jak najdłużej. Miałam zaraz się spotkać z zawodnikiem wagi ciężkiej. Czy ta walka będzie wygrana czy przegrana? Moje kroki stawały się wręcz tiptopkami. Zamiast iść dumna z siebie , z piersią na przedzie to zgarbiłam się jakbym chciała się schować. Minęłam progi szkoły. W oddali zobaczyłam srebrną terenówkę , która była wypolerowana na błysk. Była czulej traktowana chyba niż ja.
Miałam do przejścia kilka metrów , zbyt krótkich. Czułam ,że moje nogi robią się jak z waty. Dłonie zaczęły być mokre od potu , czy to normalne?
Wysiadł z samochodu uśmiechnięty. Ciekawe z czego jest taki szczęśliwy?
Byłam coraz bliżej niego. Otworzył ramiona , nie pewnie zrobiłam krok. Złapał mnie w sobie sidła. Moje serce biło szybciej.
-Już Ci przeszło?
Odwróciłam wzrok , przyglądałam się przechodzącym ludziom przez jezdnię. Wyglądali dość zabawnie omijając wielkie kałuże wywołane przez wcześniejszy deszcz. Grupka dzieci wracająca ze szkoły. Śmiejąca się , bawiąca się tym co ich otacza. Zazdrościłam ich tej beztroskości. Nie musieli brać tego całego syfu na poważnie, robili to za nich dorośli.
-Odpowiesz mi na moje pytanie?- jego ton głosu zmieniał się. Czułam tą wściekłość.
-Nie , nie przeszło mi-  powiedziałam cicho , nie chciałam by ktoś słyszał o czym rozmawiamy. Odsunął mnie od siebie na odległość ramienia. Zaczął ściskać mnie za nie. Z minuty na minutę coraz bardziej.
-Co ty powiedziałaś?
-To co słyszałeś!- podniosłam głos , miałam już serdecznie dość tej całej szopki , tego jak bardzo mnie kocha. Gdyby kochał nie traktował by mnie tak. Dłonie zaczęły mi się trząść. Spuściłam wzrok.
Słyszałam jego sapanie. Jego złość narastała.
-Przecież przeprosiłem- powiedział przez zęby. Jeden nie właściwy ruch , zdanie mogło doprowadzić do wybuchnięcie wulkanu.
-Zbyt wiele razy użyłeś tego słowa , gdy mnie skrzywdziłeś. Myślisz ,że jestem Twoją własnością?!- próbowałam zrzucić jego dłonie z moich ramion. Czułam już ból.  Skrzywiłam się z niesmakiem. Podniósł dłonią mój podbródek. Spojrzałam na niego.
-Ale ja Cię kocham Maddy…- jego głos złagodniał tak samo jak i wyraz twarzy ,ale nie na długo. Uderzyłam go w twarz. Czerwone odbicie zostało.
-Traktujesz mnie jak jakieś ścierwo , jestem wolna i mam prawo robić co mi się będzie podoba , nie zabronisz mi tego. Myślałam ,że się zmienisz od ostatniego rozstania. Myślałam , że choć trochę się zmienisz…
Ból , łzy cisnące się na oczy. Nie mogła otworzyć jednego oka. Ból ramion. Zacisnęłam usta.
-Właśnie o tym mówiłam Ryan. To jest bezsensu. Ja Cię kocham , a raczej kochałam… - wyszeptałam drżącym głosem. Prawie nie dotykalnie przejechałam po klatce piersiowej chłopaka. Kolejny coś znienacka. Upadam na mokry asfalt. Po moich czerwonych policzkach spływa kaskada gorzkich łez. Skuliłam się trzymając się za brzuch.
-Kocham Cię suko ,a Ciebie to nie rusza?! Zginiesz!- wrzasnął i zaczął mnie kopa. W myślach prosiłam o pomoc , bałam się. Moje serce waliło jak szalone. Czy ja to przeżyję. Z każdym kopnięciem ból stawał się mocniejszy. Bardziej serce mi krwawiło ,że tak można zrobić z kimś bliskim sobie.
-Ej Ty zostaw ją !- usłyszałam krzyk , męski głos. Mój chłopak na to nie zważył . Uniosłam wzrok. Wysoki chłopak z burzą loków odciągał ode mnie Ryana.  Jakby ból trochę ustąpił.
-Odczep się chłopaczku , nie Twoja sprawa- złapał chłopaka z karmelowy płaszcz.
-Mamusia Cię nie uczyła ,że nie wolno kobiet bić?- spytał dość spokojnie. Mój chłopach pchnął pod nosem , śmiejąc się z chłopaka. Był dość szczupły ,ale nie spodziewałam się po nim takiej siły. Powalił Ryana nie męcząc się prawie. Potrzepał swój płaszcz.
-Jeszcze raz Cię zobaczę jak bijesz tę damę to nie ręczę za siebie- mruknął do niego pokazując na mnie. Pomógł mi wstać i obdarował mnie uroczym uśmiechem.  Spojrzałam w jego duże zielone oczy , można było się w nich utopić.
-Nic Ci nie jest?
-Nie , dziękuję bardzo- uścisnęłam chłopaka i uciekłam płacząc.

                  
Malarstwo. Najpiękniejsza rzecz pod słońcem. Mówi wszystko co chcesz wyrazić słowami, ale nie umiesz. Pokazujesz to obrazami. Malarstwo współgra z duszą. Już jak o tym myślałam to cieszyłam się sama do siebie.  To było niezaprzeczalnie coś co kochałam. Zapach farby, dotyk struktury płótna, niesamowite obrazy pobudzające zmysły wzroku i wyobraźnia. Urzeczywistnianie marzeń i snów, choćby tylko na płótnie. Przelewanie uczuć. Coś pięknego. Moja pasja. 
Zbierając moje świeżo wyciągnięte z torby pędzle w jedność, uśmiechałam się do siebie. Czekały mnie dwie godziny sam na sam z moją podświadomością. Pracownia artystyczna to było miejsce, gdzie całkowicie mogłam się wyluzować, być sobą i zatracić nie myśląc o tym jakie wrażenie zrobię na innych. Tam cały świat miałam gdzieś. 
Właśnie grzebałam w torbie szukając ostatniego najmniejszego pędzelka pozostającego ciągle na dnie mojej otchłani, gdy ktoś mnie delikatnie dotknął. Wystraszona podskoczyłam i cicho krzyknęłam. Nie byłam przyzwyczajona do takich sytuacji. W tej szkole jeżeli ktoś mnie nie popychał na ściany, to raczej mnie nie dotykał. Do tego z wyczuciem i kobiecą delikatnością. 
Gdy podniosłam wzrok moim oczom ukazał się wysoki, może nie umięśniony, ale nie chucherko chłopak z burzą ciemno-brązowych kręconych loków. Spoglądał na mnie szklanymi, kocimi oczami z nutka, jak dobrze zauważyłam, współczucia. I uśmiechał się. Uśmiecha się do mnie ukazując perliste, równe zęby i śliczne dołeczki w policzkach. Nie powiem, byłam troszkę przerażona. Zaczełam się zastanawiać, czego on może ode mnie chcieć. 
- Wszystko w porządku?- odezwał się. Stanęłam zaskoczona, zastygłam. Czy on mówił do mnie? Czy naprawdę taki.. niezaprzeczalnie ładny chłopak się do mnie odezwał? Cofnęłam się o krok i obejrzałam. Wszyscy chodzili jakby nic się nie działo, nikt nie przystanął. Tylko nieliczni rzucali zaciekawione spojrzenie chłopakowi przede mną. Jednego byłam pewna: On mówił do mnie. 
- Mówisz  do mnie, dziwny, nieznajomy kolego?- zapytałam prostacko. Przeklejam w duchu. Gdybym była normalna, nie próbowałabym go odepchnąć. Ale normalna nie byłam. 
Chłopak uniósł obie brwi. Wyraźnie był zdziwiony. 
- E chyba, czegoś nie rozumiem.. – wydukał. Zaśmiałam się bynajmniej nie szczerze. Bardziej wrednie. Chłopcy byli nie dla mnie. Dziwaczki. Miałam nadzieję, że szybko sobie pójdzie. 
- Widzę, że myślenie nie jest twoją mocną stroną. – rzuciłam dalej szperając w torbie i ostentacyjnie ignorując chłopaka, choć miałam straszną ochotę przynajmniej jeszcze raz na niego spojrzeć. 
- Nie pamiętasz mnie? – drążył. Podniosłam wzrok delektując się tym jakże pięknym widokiem. Mój wzrok utkwił jednak nie w chłopaku, lecz w zegarku wiszącym nad jego głowa. Byłam już praktycznie spóźniona. 
- O cholera. – szepnęłam zapinając torbę. 
- Naprawdę mnie nie pamiętasz? Harry jestem. – wyciągnął w moją stronę rękę. Harry. Coś mi tam dzwoniło, ale nie wiedziałam, w którym kościele. Pewnie ten dzwon dopominał się bym sobie przypomniała, gdzie o nim słyszałam i dlaczego tak się na niego patrzą wszyscy ludzie. Zignorowałam jednak ten dźwięk. Wyminęłam chłopaka. Obróciłam się ostatni raz i wypaliłam: 
- Nie mam cię co pamiętać. Chyba nigdy się nie spotkaliśmy. Mylisz mnie z kimś. – powiedziałam i zaskoczyło. Madeleine. Teraz byłam już niemal pewna, że chłopak spotkał wcześniej Maddy. Była to oczywista oczywistość tak jak to, że niebo jest niebieskie. Tylko moja siostra mogła spotkać takiego chłopaka. Jednak nie mogłam już z nim dłużej rozmawiać, a nie przypuszczałam by powtórzyła się jeszcze okazja do spotkania. Rozłożyłam ręce. 
- Wybacz. Musze lecieć. – rzuciłam i w największym pośpiechu ruszyłam przez labirynt korytarzy, z nadzieją, że się nie spóźnię. 
Dzisiaj mimo mojego wielkiego podniecenia zajęciami, ze sztuki nie mogłam się skupić. W głowie cały czas siedział mi nieznajomy chłopak. Harry. Nie dlatego, że był przystojny, delikatny, a dlatego, że się do mnie odezwał. Normalnie jak do każdego innego. Traktował mnie na równi ze sobą. Poczułam wyrzuty sumienia za mój stosunek do niego. On był dla mnie miły, a ja jak zawsze. Westchnęłam. 
- Annabeth, jesteś z nami? Koncentracja dziewczyno, koncentracja!- upomniała mnie klaskając w ręce pani Smith. Kompletna wariatka. Artystka i wspaniała kobieta. Postanowiłam się obudzić. Jeden nieznajomy chłopak, który był dla mnie przez chwilę miły nie mógł mnie tak długo rozpraszać. Musiałam z tym skończyć, przecież i tak mieliśmy się więcej nie zobaczyć. Harry nie wyglądał na chłopaka, który studiuję malarstwo na 2 roku ASP.


Mój cichy szloch w pokoju. Zupełnie ciemnym pokoju. W tle leciało Bullet For My Valentine. W tekście było coś o mnie. Jaką jest teraz moja sytuacja. Może śpiewane do dziewczyny ,ale coś w tym jest.
There´s always something different going wrong
the path I walk is the wrong direction
there´s always someone fucking hanging on
can anybody help me make things better?*
Rozejrzałam po pokoju. Był bałagan jak nigdy. Pełno chusteczek. Rozbite jedno , drugie zdjęcie. Oparłam się o zimną ścianę. Wolałam nie wiedzieć jak wyglądam. A raczej miałam gdzieś jak wyglądam. Cały czas miałam w głowie dzisiejsze sceny. Nigdy aż tak brutalnie mnie nie potraktował. Próbowałam delikatnie otworzyć podbite oko.
-Auć – jękłam , pojedyncze łzy leciały po moich policzkach. Wycierałam je rękawem swetra.
Wstałam i chwiejnym krokiem poszłam do łazienki cudem omijając rozbite szkło.
Zrzuciłam z siebie wszystko prócz bielizny. Moje ciało pokrywały liczne sińce różnej wielkości. Niektóre powstawały ,a niektóre powolnie znikały. Przejechałam dłonią po ciele , bolało tak samo jak oko.
 Czułam się jak wrak człowieka , chociaż na zewnątrz wyglądało ,że jest dobrze to w środku toczyła się wojna o przetrwanie. Nie wiedziałam ,że tyle dla miłości będę musiała cierpieć. Choć kochałam to nie byłam szczęśliwa. Ironia losu?
Spojrzałam na siebie w lustrze. Ciemne strugi na policzkach od tuszu. Rozmazana szminka. Czerwone policzki. Wyglądem przypominałam clowna. Namoczyłam wacik preparatem do demakijażu. Zmyłam swoją twarz i było o niebo lepiej. Choć te moje podpuchnięte oczy  niszczyły trochę wszystko. Związałam swoje ciemne loki w luźnego koka. Namoczyłam kolejny wacik , ale lodowatą wodą. Ubrałam dużą zieloną koszulkę z jakiegoś festiwalu tanecznego.
-Może wreszcie posprzątam ten burel- powiedziałam sama do siebie wzdychając. Wzięłam kosz z kuchni. Zapaliłam światło w pokoju. Ukazały się śliwkowe ściany z pudrowymi napisami i postaciami. Uklękłam na panelach i zaczęłam zbierać szkło , które następnie wrzucałam do kosza. Próbowałam się nie skaleczyć ,bo by mi jeszcze tego brakowało do szczęścia. Gdy dotarłam do ramek ze zdjęciami znów moje oczy napełniły się łzami.  Wyciągnęłam fotografie  z obramowań. Przyglądałam się im.
-Jesteś już przeszłością- wyszeptałam i przerwałam je w pół.  Łzy zaczęły spływać ,ale szybko je otarłam , nie chciały przestać lecieć.
-Dlaczego ja Cię kocham Ty dupku?- wrzuciłam je do kosza. Gdy wszystko już sprzątnęłam łącznie w chusteczkami , które się walały po całym pokoju. Usiadłam w salonie i włączyłam telewizor.
Kolejne nudne programy. Mało śmieszne sitcomy. Beznadziejne seriale. Usłyszałam dzwonek swojej komórki. Zignorowałam go. Nie dawał ktoś za wygraną. Wstałam nie chętnie z kanapy i poszłam do swojej torebki. Wyświetlacz pokazał mi „Ryan ; *”. Zacisnęłam zęby. Zielona słuchawka.
-Co chcesz?
-Wysłuchaj mnie , Maddy
-Dla Ciebie Madeleine Herrera
-Posłuchaj mnie , proszę
-Nie mam ochoty straciłeś swoją szansę
-Aleee…
-Nie ma żadnych „Ale” , tylko z nami koniec. Nie zaprzątaj mi więcej głowy , żegnaj
-Maddy…
-Tylko się zbliżysz , a zadzwonię na policję
- Dobrze
-Do zobaczenia nigdy- rozłączyłam się. Rzuciłam się na łóżko zrozpaczona. Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie? Czy tak będzie dalej? Może tak musiało po prostu być?
-Nie , już nigdy się nie zakocham-wychlipałam.
Znów chusteczki walały się po pokoju. Głucha cisza obijała się po ścianach. Jedynie mój cichy szloch ją zagłuszał.


Atmosfera w domu była przytłaczająca. Nie wiedziałam co Rayan zrobił Maddy, a ona się nie chciała mi zwierzać. Jak na razie. Świeżych ran się nie rozdrapuje, a na pewno nie było to nic dobrego. Przy takim człowieku jakim był chłopak mojej siostry nie może człowieka spotkać nic wspaniałego. 
Już od godziny siedziałam przy mojej zapłakanej siostrze. Po domu walały się zużyte chusteczki higieniczne. Byłam tak samo smutna jak Maddy, którą zastałam już w takim stanie po moim powrocie do domu. Nie trudno było się domyśleć co się stało. 
Na początku wpadłam w prawdziwą furie widząc sino-czerwone oko mojej siostry. Jaki brutal mógł to zrobić? Jaki mężczyzna jest w stanie uderzyć kobietę? Żaden, co dobitnie świadczyło, że Rayan jest tylko nierozwiniętym do końca, przygłupim chłopczykiem. Nawet nie chłopcem. Gdy się troszkę uspokoiłam, przyniosłam Madeleine lód i poprosiłam by trzymała mocno pod okiem. Miałam nadzieję, że to choć trochę pomoże i nie będzie aż tak widocznego śladu. 
- A teraz powiesz mi co się stało?- zapytałam z największą czułością w głosie na jaką tylko było mnie stać. Miałam nadzieję, że w końcu się otworzy.Maddy pokiwała głową i kolejny raz wytarła nos. 
- Przyjechał po mnie jak mówił. Wcześniej przeprosił.. – wyjąkała i znów zaciągnęła się płaczem. Podałam siostrze kolejną chusteczkę i potarłam uspokajająco jej ramię. Milczałam, wiedziałam, że jak tylko Maddy się troszkę opanuje z powrotem zacznie mówić. I oczywiście miałam rację. Znałam moją siostrę na wylot. 
- Potem mała kłótnia i znów to samo. Uderzył mnie. Gdyby nie jakiś chłopak…- przerwała poprawiając trzymany pod okiem lód. 
- Drań! – powiedziałam w miarę spokojnie, nie chciałam bardziej denerwować Maddy i tak już była na skraju wytrzymałości. Dziewczyna zaszlochała. Przytuliłam ją mocno. 
- Spokojnie, spokojnie. To już koniec. Ja mu na nic więcej już nie pozwolę.. – pocieszałam siostrę jak tylko mogłam. Chwilę później Maddy otarła ostatnie łzy i wpatrywała się we mnie z dozą wdzięczności. Uścisnęłam jej rękę. 
- A co to za tajemniczy chłopak cię uratował, przed tym..- urwałam nie chciałam nic złego mówić o Rayanie, choć miałam na to wielką ochotę. Wiedziałam, że nie byłoby to fair w stosunku do siostry. Przecież jeszcze niedawno go kochała. 
- Nie wiem. Przystojny, kręcone włosy i śliczne zielone oczy.. 
- Harry. – stwierdziła. Siostra posłała mi pytające spojrzenie. – Dzisiaj mnie z tobą pomylił. 
I już nic więcej nie dodałam. Sprawa była skończona, a wszystko ułożyło się w logiczną całość.


* Bullet For My Valentine - Tears Don't Fall


*** 
Mamy już drugi rozdział. Akcja się powoli rozkręca. Powiem prosto z mostu. Nie będziemy dodawać zdjęć bohaterów ,bo wasza wyobraźnia ma działać. Mam nadzieję ,że wam też się spodoba  odcinek. Czekam na rezultaty. Pozdrawiam Edith


Popieram Edith. Postacie są całkowicie fikcyjne, więc każda z was może je sobie inaczej wyobrazić, czy nie na tym polega książka? 
Co do odcinka mam nadzieję, że jest oky. Wiadomo to dopiero początki, ale chyba nie jest źle, co? I jest jakiś wątek One Direction.
Mam nadzieje, że zmobilizuje was to do komentowania. Nawet jak jest coś nie tak, to piszcie. Nie powstrzymujcie się. Dziękuje za poprzednie komentarze i proszę o więcej!
Pozdrawiam.!
H.



niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 1


1.

Początek tygodnia. Stałam już na sali lustrzanej. Długie czarne legginsy , jasny podkoszulek i baletki.. Ręce opierałam na swoich biodrach. Ludzie się powoli zbierali. Rozciągałam stopy na przemian. Dzisiaj była moja kolej prowadzenia zajęć porannych z wybranego stylu. Przyda się im trochę delikatnej pracy z ciałem. Westchnęłam głośno. Podeszłam do barierki baleciarskiej i położyłam nogę. Powolnymi ruchami  łapałam stopę dłońmi by przytulić się do swojej nogi , po chwili druga. Ręce. Kręcenie nadgarstkami. Wymachy w tył i przód. Wiedziałam ,że muszę być trochę rozciągnięta by nic sobie nie zrobić. Spojrzałam na grupkę ludzi , którzy robili podobne ćwiczenia. Obracałam głową w różne strony czując jak moja szyja przyjemnie strzyka. Policzyłam całą grupę. Tak , wszyscy są.
 -Słuchajcie !- krzyknęłam by wszyscy mogli mnie usłyszeć i się wyciszyć. Gdzie nie gdzie było słychać jeszcze szepty. Rozejrzałam się po sali z powagą w oczach. Ucichli , czyżby się wystraszyli. Prawdopodobnie. Chyba jako jedna z nielicznych dbałam bardzo o dyscyplinę ,która przynosiła efekty w pracy. Każdy się skupiał na swoim zajęciu. Wszyscy na mnie patrzyli pytająco.
 -Po pierwsze, na jasną cholerę ja się ściągam z łóżka wcześnie by być na czas specjalnie dla was?! Dzisiaj wam daruję ,ale następnym razem punkt 9 jesteście tu przebrani i gotowi do pracy. Zrozumiano?- powiedziałam głośno aż echo mojego głosu pobijało do moich uszu. Nigdy nie umiałabym się tak wydrzeć na kogoś ,ale taniec jest dla mnie rzeczą najważniejszą. Jestem raczej cicha ,ale uśmiechnięta. Oni też byli zaskoczeni ,bo chyba nie widzieli mnie.
 -Tak jest ! - krzyknęli chórem , uśmiechnęłam się. Trochę czułam się głupio ,ale trudno.
-Po drugie, dzisiaj bawimy się Jazz'em. Pobawimy się ciałem , naszą plastycznością. Po współgracie z podłogą , która musi stać się waszą "drugą połową". Może komuś z was się spodoba , bo nie tylko hip-hopem żyjemy- oznajmiłam ze spokojem i uśmiechem na ustach. Energia ze mnie wypływała chciałam każdemu choć trochę jej dać. Chciałam chociaż by ją poczuli. Pokazałam ruch dłońmi by wstali. Podeszłam do radia i włączyłam jak na nasze podkłady wolną , spokojną muzykę. Przymknęłam powieki i zaczęłam się poruszać delikatnie w rytm piosenki , lecz po chwili się opamiętałam i dokończyłam wcześniejsze rozciąganie na podłodze. Do moich myśli dostał się Ryan , mam się dzisiaj się z nim  spotkać po zajęciach ,ale powiem ,że się źle czuję albo lepiej odwołam to. Ostatnim razem bolało chyba zbyt bardzo ,ale może ja przesadziłam. Zaczęłam nabierać powietrza ,które ciężko jakoś wychodziło z moich ust.
-Dobra wstajemy i zaczynamy od barierki , która jest ważna by wam dobrze wychodziło...-Pamiętacie jak mieliśmy balet? To jest tylko dla was przypomnienie robaczki- pokiwali wszyscy głowami. Postawiłam barierkę bardziej na środku by każdy mógł mnie widzieć. Upewniłam się o swojej stabilności.
 -No to zaczynamy od Plié - ustawiłam się bokiem  do sprzętu. Nogi ustawiłam w prostą linię i zaczęłam potem uginać nogi.
-Pamiętajcie ,że ręce idą w górę- , które po chwili uniosła powtarzając czynność z nogami. Po dwóch godzinach oblana potem wycierałam swoje ciało granatowym małym ręcznikiem. Wielki łyk wody mineralnej ugasił moje pragnienie , po chwili już nie było prawie całej butelki. Szybki prysznic i ubrałam się w swoje powycierane dżinsy , sweter w paski i skórzane trampki. Pożegnałam się z każdym przytuleniem.
 -Do zobaczenia , zgadamy się- pomachałam do nich. Gdy wychodziłam z sali zobaczyłam pięciu chłopaków , nigdy nich tu nie widziałam. Byli nawet przystojni ,ale mnie oni nie obchodzili. Wyciągnęłam telefon ze swojej torby. Trzy nieodebranych połączeń , pięć sms'ów od Ryana. Zobaczyłam go , stał przy schodach z piękną różą. Przełknęłam ślinę. Spojrzał na mnie skruszony. Zeszłam po schodach przykrywając ramiona swoją skórzaną kurtką. Chciałam go wyminąć ,ale złapał mnie za dłoń.
 -Przepraszam
-Powoli to słowo zaczyna znikać z mojego słownika używalności- wyszeptałam odwracając wzrok. Złapał mnie za podbródek. Nie wiem co mogłam odczytać w jego wręcz czarnych oczu. Złość? Smutek? Jedynie co może być to nic przyjemnego.
-Ja żałuję…
-Spieszę się na uczelnię , Ty jedź na swoje zajęcia – wyszarpnęłam swoją dłoń i odeszłam , bojąc się. Boją co się stanie. Pchnęłam szklane drzwi przygryzając nerwowo wargę.
-Przyjadę po Ciebie- usłyszałam za sobą. Ciche westchnięcie i poszłam w stronę swojej uczelni. Piękny średniowieczny budynek do którego zawsze chętnie przychodzę.

Puk. Puk. Puk. Bębniłam palcami o stół w rytm uderzających o parapet kropli deszczu. Ostatnio pogoda często płatała nam psikusy i zsyłała przelotne opady deszczu, ale czego innego spodziewać się po Londynie? Można było tylko mieć nadzieję, że szybko przejdzie. Za oknem była szaruga, co wprowadzało w wyjątkowo przytłaczający nastrój. Ja jednak usilnie próbowałam dostrzec przez okno przebłyski słońca. Mogłoby się, więc wydawać, że nie słucham mojego wykładowcy.
Już drugą godzinę siedziałam na wykładach z historii sztuki, które musiałam przyznać  nie należały do moich ulubionych. Jednak dzisiejszy był całkowicie pasjonujący, więc mimo, że sprawiałam pozory niedbałości chłonęłam każde słowo z ust mojego wykładowcy i dokładnie je analizowałam. Dzisiejszy wykład poświęcony ojcu impresjonizmu Monet’owi był podstawą i nie dopuszczalne było go nie znać.
Nagle poczułam na sobie  czyjś wzrok. Oderwana od dogłębnej analizy „Katedry w Rouen”  obróciłam się szybko i posłałam pogardliwe spojrzenie siedzącemu kilka ławek dalej chłopakowi, który uśmiechał się do mnie bezczelnie. Przewróciłam oczami i powróciłam do obrazu. Niestety cała moja resztka skupienia gdzieś odleciała i znów zostałam z brudnymi myślami zaśmiecającymi mój już i tak pełny śmieci umysł.
Czemu oni wszyscy mnie tak bardzo nie lubili? Ponieważ byłam inna? To żaden argument. Każdy jest inny. Nie ma dwóch takich samych osobników. Więc czemu ja? Zapewne przez to, że byłam za bardzo, jak dla nich egzaltowana. Dziwna i całkiem nie pasująca do mojej profesji, do kierunku moich studiów. I niezaprzeczalnie też zawdzięczałam to mojej wredności, ale „jak Bóg Kubie, tak Kuba Bogu”.
Wykład się skończył. Podniosłam się ze swojego stałego miejsca na uboczu i wyminęłam kilka osób, których i tak nie znałam mimo, że byli ze mną w grupie. Tak, więc moje grono rówieśnicze składało się tylko z osób, które albo mnie nie lubią, albo jak ich nie znam. Czyż to nie cudownie?
Poczułam mocne pchnięcie w plecy. Zatoczyłam się lekko i wpadłam na ścianę. Roztarłam bolący łokieć, który nie uniknął kontaktu ze ścianą i odwróciłam się z szybkością kobry.
- Nikt ci jeszcze nigdy nie przywalił?!- wykrzyczałam stając twarzą w twarz z Mattem Parkerem, posyłającym mi zwykle nieprzyjazne spojrzenia i pobłażliwe uśmieszki.
- Nie, ale tobie owszem. Ta ściana!- powiedział Parker i zaczął się śmiać, jakby to był najlepszy dowcip na świecie. Stojąca za nim jego dziewczyna, długonoga blondynka, której imię mnie naprawdę nie obchodziło zaczęła chichotać z elokwencji swojego przygłupiego chłopaka.
- Idiota! – krzyknęłam podwijając rękawy. Mogłam się z nim bić, owszem, ale co by to dało? Jeszcze więcej upokorzenia. Obróciłam się i poszłam w swoją stronę. Sam widok tego chłopaka przyprawiał mnie o mdłości.
- Wredna dziwka!- usłyszałam za sobą. Nie chciałam się już wracać. Wiedziałam, że nie wygram. Byłam jednocześnie wściekła, rozgoryczona i smutna, ale nie mogłam sobie pozwolić na płacz, czy choćby jedną niewinną łzę. Musiałam być twarda. Każda oznaka mojej słabości miała być wykorzystana przeciwko mnie. A ja się nie poddawałam. Nienawidziłam ich wszystkich, i nie tylko ich. Nienawidziłam ludzi i nie mogłam pokazać siebie. To by mnie zabiło.
Wyciągnęłam z torby zeszyt formatu A4. Czekały mnie zajęcia praktyczne ze szkiców, które po prostu uwielbiałam. Nikt nigdy nie rozumiał jak ja, taka wybuchowa i nerwowa dziewczyna może rysować tak delikatne obrazy, ale oni mnie przecież nie znali. To był jedyny przedmiot, oprócz malarstwa farbami olejnymi,  na którym mogłam pokazać prawdziwą siebie i choć na chwilę opuścić swoje więzienie.
Zanim jednak zajęcia szkicu to czekało mnie spotkanie z moją ukochaną siostrą. Z moim odbiciem, które mnie bardzo wspierało i jako jedyne wiedziało co mi w duszy gra, choć  tak nie do końca. Maddy miała własne problemy i nie chciałam jej jeszcze obciążać moimi. Jednakże to moja siostra była moja jedyna i najbliższą mi osobą. Wykluczając oczywiście naszych rodziców mieszkających od dwóch lat w mieście miłości – Paryżu.

- Jak było na zajęciach?- zapytałam stojącej na dziedzińcu mojej idealnej kopi. Nasunęłam na głowę kaptur i wyszłam by przywitać się z moją siostrą. Przytuliłam ją i spojrzałam w jej niebieskie oczy, w których widać było ogromny ciężar i lęk.
- W porządku. – odpowiedziała i spojrzała na mnie podejrzliwie. Czytała moją duszę jak chciała. – Ale u ciebie chyba nie. Annabeth, co się dzieje?
- Daj spokój. Było jak zwykle. – odpowiedziałam. .. Przechyliła lekko głowę. Widziałam, że wie, co to znaczy jak zwykle, ale już się nie odezwała. Zapewne czekała mnie długa pogadanka w domu, która miała się skończyć jak zwykle moimi zapewnieniami, że to moje życie, i że nic strasznego się nie dzieje. Czemu miałam ją zadręczać moimi osobistymi problemami? Miała wystarczająco własnych.
- Wracasz dzisiaj ze mną?- zapytałam poprawiając rękawy mojej wiosennej kurtki.
- Ryan po mnie przyjeżdża. – odpowiedziała. Westchnęłam. Znów to samo. Maddy dobrze wiedziała, że nie cierpię jej chłopaka. Był tyranem i sadystą, nie rozumiałam  jak moja siostra, taka mądra dziewczyna mogła z nim jeszcze być. Wiele razy jej powtarzałam, że to nie ma sensu, żeby się z nim rozstała, ale ona chyba tylko udawała, że mnie słucha, bo cały czas z nim była, a mi już skończyły się nowe argumenty.
- Wiesz co o tym myślę.- powiedziałam krzywiąc się. Tym razem to Maddy głośno westchnęła.
- Wiem. – odpowiedziała, ale wydawało mi się, że bardziej z grzeczności. Na pewno nie mówiła szczerze, gdyby wiedziała, to mogłaby coś z tą wiedzą zrobić. – Pogadamy o tym w domu?
Skinęłam głową. A miałam inne wyjście. Nie. Dobrze wiedziała, że w gruncie rzeczy nie wrócimy do tej sprawy. Jak zwykle. Niektóre rzeczy jest dobrze przemilczeć, szkoda tylko, że muszę milczeć w tej sprawie. Chciałam jak najlepiej dla swojej siostry, pewnie tak jak ona dla mnie, ale w tym przypadku nie miałam żadnej mocy. Mogłam jej znaleźć chłopaka, ale nie chciałam się aż tak mieszać w jej sprawy sercowe. Przeszkadzał mi w tym mój własny argument. To było jej życie. 

***
Tak i oto pierwszy rozdział.. Nic szczególnego, ale możecie się zapoznać z postaciami. Poznać ich myślenie, ideały, poglądy, które będziemy cały czas rozwijać.Jak to się potoczy? Do czego to wszytko prowadzi? Ja wiem,a wy możecie się domyślać. Mam nadzieję, że się podobało. ; )
Dziękuję, za tak duża jak na pierwszy rozdział liczbę komentarzy. : ) Czy tym razem będzie więcej? To od was zależy.! Trzymam kciuki!

Pozdrawiam.!
Hoodie_

Jestem zdumiona ,że aż tyle dostałyśmy komentarzy. Nie mogę się doczekać kiedy was pierwszy raz zaskoczyć. Mam nadzieję ,że kolejne odsłony przypadną wam do gustu. Będziemy dodawały odcinki raz w tygodniu. Pozdrawiam ; ** Edith