poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Edith&Hoodie_ i Prolog

Edith:
Pomysł na opowiadanie się wziął ode mnie i miał kto inny pisać ,ale poprzedniczka nie mogła. Z Hoodie_ moim zdaniem dobrze się zgrałyśmy w ciągu tych dwóch tygodni. Pomysły leciały nam jak z rękawa. Cieszę się zaczęłam z nią współpracować nie tylko jako pisarką ,ale jest świetną dziewczyną prywatnie.
Użyłam dużo swoich wspomnień i uczuć towarzyszących mi w czasie jednego związku. Było to dla mnie jak oczyszczenie. Chociaż w każdy odcinek dawałam i daję siebie  najtrudniej było mi pisać te początkowe.  Ogóle widząc każdą scenę opowiadania przechodzą mnie ciarki. Cały czas nie mogę uwierzyć ,że tworzę tak fajne rzeczy.
Jeśli ktoś czyta/czytał moją twórczość wie ,że piszę prostym językiem i zaskakuję wiele razy , na pewno nie będziecie się nudzić. Każdy znajdzie coś dla siebie.
Mam nadzieję ,że Wam się spodoba.
Pozdrawiam ; **

Hoodie_
Hmm. Edith chyba już większość napisała.. Cóż mogłabym dodać?
Ostanie dwa tygodnie minęły jak z bicza trzasnął, opowiadanie samo wręcz lało nam się na papier. Sadzę, że nasza współpraca była i będzie owocna, i że żadna z was, czytelniczek nie będzie zawiedziona. Każde napisane przeze mnie zdanie jest prosto z serca, oczywiście odpowiedni dopasowane. Mam także nadzieję, że będzie to dla was skok na głęboką wodę przygód, uczuć, radości, bólu , a potem kolorowych snów. Że się wam spodoba, tak jak mi się podoba, bo lepszej współtwórczyni nie mogłam sobie wyobrazić. Gdyż pisanie z Edith to wielka przyjemność, a samo poznanie jej było bardzo miłym aspektem w mojej "karierze". Tak pozytywnych, cudownych ludzi, rzadko się spotyka.
Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie się rozwijać, bo ty słoneczko dajesz mi moc. I, że wszystkie was chociaż po części zadowolimy, zaspokoimy, że będziecie razem z nami trwać i obficie usypiecie nas swoimi opiniami.
Tak, więc zapraszam do czytania, może tu znajdziecie to "coś"
Pozdrawiam.!
H.
***
Konice naszych wypocin zapraszam do czytania!
Enjoy!


Szłam po szaro-brudnym bruku. Wkoło mnie znajdowały się tylko stare kamienice na przemian z dziełami sztuki architektonicznej.  Jedyna zieleń jaką można było dostrzec to co chwilę mijające mnie zielone samochody, co aż przytłaczało. Wielki ruch na głównej ulicy wprowadzał człowieka w stan uśpienia, przez co łatwo było na kogoś wpaść, zderzyć się z kimś.
Znałam tę drogę na pamięć. Przemierzałam ją kilka razy dziennie. Dwa razy w prawo, w lewo, potem prosto. Następnie mały skwer błędnie nazywany parkiem, który posiadał tylko kilka zielonych krzaczków dla utrzymania pozorów.
Codziennie te same nudne wystawy, świecące świeżością, nowością i kolorami, które miały przyciągać wzrok już mnie tak nudziły, że przystawałam tylko na jednej.
Szłam wpatrzona w swoje niegdyś białe tenisówki, teraz już całkowicie pochlapane farbą, które tak bardzo nie pasowały do mojej powierzchowności. Artystyczna dusza zamknięta w ciele o twarzy przykrytej maską wrogości. Wszyscy powtarzali mi : „ Co ty tutaj robisz? To nie dla ciebie” A jak tak bardzo się z nimi nie zgadzałam. Co oni wszyscy o mnie wiedzieli? Nie znali mnie. I wcale nie próbowali. Nie zaprzeczałam, że mam trudną osobowość, ale to był mój sposób na obronę. Tarcza chroniąca mnie przed światem zewnętrznym, który ciągle podstawiał mi nogę. Pancerz dający bezpieczeństwo i odganiający potencjalnych drapieżców. Z jednej strony dawało mi to spokój, a z drugiej uciskało moją duszę próbującą się wyrwać z kajdan. Duszę, która chciała szybować w przestworzach i badać świat, która chciała być kochana i kochać. Niestety. Wiedziałam, że to nie możliwe. W każdych nowych okolicznościach chowałam się w sobie jak pancernik i tylko jedna osoba mogła przebić się przez moją skorupę.
Przystanęłam i spojrzałam przed siebie w witrynę. Ta osoba tam stała. Niewysoka dziewczyna o ciemno -kręconych włosach, średniej wielkości nosie i błękitnych oczach o głębokim spojrzeniu. Osoba, która była tak blisko i tak daleko. Była mną i soba. Posiadała część mojej duszy i mojego serca. Rozumiała mnie telepatycznie i nawet jak była daleko to czuwała przy mnie. Inna, a jednak taka sama.
Czas było się z nią zmierzyć. Poprawiłam swoje w  ciągłym nieładzie włosy wbijając w nie ołówek i ruszyłam na spotkanie ze swoim lustrzanym odbiciem.

 Dziękuję , dziękuję Ci boże za wynagrodzenie moich cierpień. Czy ulitowałeś się już nade mną ze względu na boski stan? Chcę wiedzieć czy on ten co mnie wyrwał od bólu i cierpienia. Pociągnął mnie za rękę i zabrał na bezpieczny grunt. Uświadomił wszystkim wokół ,że ten nie czuły drań udawał. Jedynie ona wiedziała jaki on jest… 
Zamykam i otwieram oczy nie mogą uwierzyć…Dotykam , czuję i smakuję… On zauważa i uśmiecha się. Uroczy uśmiech i cichy śmiech. To chyba jednak prawda. Muskam opuszkami palców jego umięśnione przedramię. Paraliżujący dreszcz , po chwili oplata mnie ciepło , żyjące ciepło.
-Czy tak dalej będzie wyglądać nasze życie?
- Ja jestem szczęśliwy ,a Ty chcesz coś zmieniać?- spojrzałam w jego brązowe oczy . Wyrażały wszystko co ja czułam w stosunku do niego. Czy to on był ostatnią częścią mojej życiowej układanki , którą chciałam jak najszybciej złożyć? Wspięłam się na palcach jak na jakieś wyżyny. Czy chcę czy nie chcę to koniec moich poszukiwań. Odnalazłam spokój ducha i monotoniczność. Jego suche , delikatnie pomarszczone usta. Moje czerwone wydęte usta. Złączyły się. Dryluje.
-Czy to wystarczy?- pokiwał głową. Głową pełną drobnych brązowych loczków. Nasze języki splotły się w swoim tańcu. Szybkie oddechy. Cicha muzyka w tle. Labamba. Obrócił mnie wokół mojej osi i odchylił do tyłu. Ja zatrzepotałam burzą swoim ciemnych włosów. Stłumione śmiechy i cichutki płacz , płacz owocu miłości…

***

I jak pierwsze wrażenie? Będzie coś z tego? ; )